Tadeusz Piotrowski ps. "Kłos" Zgrupowanie K.O. Myślenice
1. WSTĘP
Wspomnienia opieram na pamiÄ™ci, która po tak odlegÅ‚ym czasie może nie być Å›cisÅ‚a, a niektóre zdarzenia pominiÄ™te. Przytaczam tylko fakty skonsultowane z moimi najbliższymi w tym czasie kolegami, którzy aktualnie żyjÄ…, tj. Fredkiem Grabowskim ps. "Wrzos", Edkiem Waliszewskim ps. "Wiarus", Adamem Michalikiem ps. "Piorun", Edkiem Morawskim ps. "Zielonka" i WÅ‚adkiem Milionem ps. "UÅ‚an".
Do O/P "Å»óÅ‚w" wstÄ…piÅ‚em w maju 1944r. za zgodÄ… komendanta B.Ch. Walerego Obidowicza z terenówki w Zegartowicach, którego byÅ‚em podkomendnym.
Na wstÄ™pie zaznaczam, że jako szeregowy OddziaÅ‚u, nie znaÅ‚em w tym czasie struktury organizacyjnej K.O. MyÅ›lenice, znaÅ‚em tylko swoich dowódców, a to Fr. Mroza ps. "Å»óÅ‚w", Jana Dala ps. "DÄ…b", Edwarda Galowicza ps. "Olsza" oraz StanisÅ‚awa Lasslera ps. "Kania", WiedziaÅ‚em również ,że dowódcÄ… K.O. byÅ‚ Wincenty HorodyÅ„ski "KoÅ›ciesza", a nastÄ™pnie major "Kleofas" /nazwiska nie znaÅ‚em/. Nie pamiÄ™tam również wszystkich pseudonimów kolegów, z którymi w tym czasie braÅ‚em udziaÅ‚ w walkach z Niemcami na terenie powiatu myÅ›lenickiego.
Mam nadziejÄ™, że po przeczytaniu moich wspomnieÅ„, niektórzy koledzy uzupeÅ‚niÄ… je swymi i wspólnie przyczynimy siÄ™ do ocalenia pamiÄ™ci z tamtych lat. Ja opisujÄ™ wspomnienia widziane oczami szeregowego żoÅ‚nierza, partyzanta Armii Krajowej powiatu myÅ›lenickiego, wywodzÄ…cego siÄ™ z pokolenia, które wojna zastaÅ‚a w czternastym roku życia. Nie odbiegnÄ™ od tematu, jeżeli wspomnÄ™, że patriotyzm, który mieliÅ›my wpojony zawdziÄ™czamy swoim rodzicom i starszym kolegom z drużyn harcerskich w Wieliczce, a przede wszystkim Józefowi LewiÅ„skiemu, Adamowi RoÅ›kowi, Kaziowi Lorysowi i innym Komendantom Wielickiego Hufca.
Obozy w Zagórzu k. Sanoka w 1938 r. i na wileÅ„szczyźnie w 1939 r. nauczyÅ‚y nas obcowania z przyrodÄ…, samodzielnego życia, odczytywania topografii terenu i innych dyscyplin przydatnych w naszej sÅ‚użbie dla Ojczyzny.
DÅ‚ugo zastanawiaÅ‚em siÄ™ czy jest sens, a w ogóle czy jestem kompetentny, aby zainteresować kogokolwiek swoimi wywodami. DoszedÅ‚em jednak do wniosku, że należy wszystko opisać niezależnie od tego, czy bÄ™dzie to komukolwiek przydatne. To już jest inna sprawa.
W maju 1943 r. wspólnie z kolegami: Edwardem Waliszewskim, Fredkiem Grabowskim, Adamem Michalikiem, Józefem Hapkiem, Zbigniewem Lichoniewiczem, StanisÅ‚awem Siendrem postanowiliÅ›my "ulotnić siÄ™" z Wieliczki, ponieważ byliÅ›my "spaleni"/czekaÅ‚a nas wywózka do Rzeszy na roboty/.
Po krótkiej naradzie ustaliliÅ›my, że natychmiast wyruszamy "w góry" do Zegartowic koÅ‚o Szczyżyca. DotarliÅ›my tam nastÄ™pnego dnia w poÅ‚udnie.
Dobrzy znajomi u których goÅ›ciliÅ›my w czasie ÅšwiÄ…t Bożego Narodzenia na przeÅ‚omie lat 1942/43 przyjÄ™li nas serdecznie i po rodzinnemu. Byli to rodzice naszych koleżanek z "HandelSchule": Ireny Justyniak, Heleny Biel, L.WÄ™glarz i innych, które w czasie nauki mieszkaÅ‚y w Wieliczce u Waliszewskich i Grabowskich.Z tego też powodu zaproponowano nam pozostanie u nich na dÅ‚użej, a wiadomość o tym, że w Wieliczce jesteÅ›my "spaleni" przypieczÄ™towaÅ‚a ich decyzjÄ™.
Za gościnność pomagaliśmy przy sianokosach i innych pracach w gospodarstwie.
Po tygodniu zorientowaliÅ›my siÄ™, że jesteÅ›my dla naszych gospodarzy dużym obciążeniem i ustaliliÅ›my, że jeden raz w tygodniu po dwóchbÄ™dziemy chodzić do Wieliczki po pieniÄ…dze i żywność.
Pierwszy poszedÅ‚ Adam Michalik i wróciÅ‚ nastÄ™pnego dnia. I tak przez trzy miesiÄ…ce na zmianÄ™ utrzymywaliÅ›my kontakt z rodzinami w Wieliczce.
W tym czasie poznaliÅ›my ludzi we wsi, a oni nas też poznali i polubili. Jednym z nich byÅ‚ pan Walery Obidowicz, zawodowy starszy sierżant w Wojsku Polskim, który byÅ‚ dowódcÄ… terenowego oddziaÅ‚u B.Ch. i wspóÅ‚pracowaÅ‚ z oddziaÅ‚ami Armii Krajowej na tym terenie. WieliczkÄ™ znaÅ‚ bardzo dobrze, ponieważ koÅ„czyÅ‚ tam gimnazjum w 1935r. Pan Walery Obidowicz ps. "Mrówka" zaproponowaÅ‚ nam przynależność do organizacji, co byÅ‚o dla nas marzeniem. Bez wahania wyraziliÅ›my zgodÄ™ na to.
2. RELACJA Z DZIAÅ?ALNOÅšCI MOJEJ I CZĘSCIOWO MOICH KOLEGÓW W ODDZIAÅ?ACH PARTYZANCKICH AK W LATACH 1943-45.
W jedną z niedziel 1943 r./lipiec/ po Mszy św. pan Obidowicz, jako komendant terenowego oddziału, przyjął od nas przysięgę i wyznaczył zadania.
Pierwszym podstawowym warunkiem dziaÅ‚alnoÅ›ci w oddziale byÅ‚o zachowanie konspiracji i bezwzglÄ™dnej tajemnicy wojskowej. W ciÄ…gu dnia nie wolno nam byÅ‚o poruszać siÄ™ po wsi, a w nocy byliÅ›my wyznaczani na posterunki wartownicze w rejonie Góry Jana, Gruszowa i Raciechowic.
Efektem wykonywania zadań było ujęcie ukraińskiego szpiega i doprowadzenie go do oddziału "Smiałego".
Każdorazowo po warcie lub patrolu składaliśmy meldunki o przebiegu służby.
W każdą sobotę i niedzielę odbywaliśmy na polanie pobliskiego lasu ćwiczenia z zakresu regulaminu wojskowego, taktyki wojennej w konspiracji, topografii i praktycznego obchodzenia się z bronią. Do naszej dyspozycji był c.k.m. "Maxim" z częściowo uszkodzonym podajnikiem, karabin z przerdzewiałym "pazurem" i pistolet "Vis".
W ćwiczeniach brali również udziaÅ‚ miejscowi chÅ‚opcy i w sumie byÅ‚o nas 12-tu. W czasie niepogody odbywaliÅ›my szkolenia teoretyczne w stodole u pana Walerego lub u pana Mariana Majki ps. "Józek z sadu". Tematem szkolenia, oprócz spraw wojskowych, byÅ‚a prasa konspiracyjna, przekazywano nam informacje o sytuacji na frontach :wschodnim i zachodnim, jak również o strukturze organizacyjnej BCh i AK. Szkolenie prowadziÅ‚ "Stary", nazwiska nie znam, z Komornik oraz inspektor z Bochni, którego nie znaliÅ›my ani nie widzieliÅ›my dokÅ‚adnie, ponieważ szkolenie odbywaÅ‚o siÄ™ w nocy.
ZbliżajÄ…ca siÄ™ zima roku 1943/44 skÅ‚oniÅ‚a nas do powrotu do do-mów, lecz nie straciliÅ›my kontaktu z Komendantem. WyraziÅ‚ on zgodÄ™ na naszÄ… propozycjÄ™ dalszego udziaÅ‚u w dziaÅ‚alnoÅ›ci konspiracyjnej, ale zezwoliÅ‚ jedynie na drobne sabotaże zabraniajÄ…c wykonywania jakichkolwiek akcji na wÅ‚asnÄ… rÄ™kÄ™.
Tak wiÄ™c w grudniu 1943 roku powróciliÅ›my do swoich domów w Wieliczce i każdy w swoim zakresie jakiÅ› tam drobny sabotaż wykonaÅ‚, np. nasypujÄ…c piasku do smarownicy wagonu kolejowego - co byÅ‚o mojÄ… specjalnoÅ›ciÄ…, ponieważ mieszkaÅ‚em na stacji kolejowej, inni koledzy przecinali druty telefoniczne czy też podrzucali odpowiednio spreparowane gwoździe na szosÄ™ pod nadjeżdżajÄ…ce samochody. Ponieważ byliÅ›my "spaleni" w Wieliczce, a nie chcieliÅ›my narażać rodzin, zgÅ‚osiliÅ›my siÄ™ na trzymiesiÄ™czny kurs przysposobienia Å›lusarskiego organizowanego przez "Arbaitsamt", który odbywaÅ‚ siÄ™ w Harbutowicach. Po ukoÅ„czeniu kursu wróciliÅ›my do Zegartowic w kwietniu 1944 roku i poinformowaliÅ›my Komendanta o swoich "wyczynach". PrzekazaliÅ›my wiadomość o możliwoÅ›ci zdobycia broni z niektórych kolumn samochodowych stacjonujÄ…cych w Parku im. Adama Mickiewicza w Wieliczce, jak również żywnoÅ›ci i odzieży z magazynu wojskowego niemieckiego /stodoÅ‚a przy ul. Asnyka/.Propozycja zadziaÅ‚ania w tym kierunku spotkaÅ‚a siÄ™ z krytykÄ… i absolutnym rozkazem zabraniajÄ…cym jakichkolwiek akcji na wÅ‚asnÄ… rÄ™kÄ™. Pomimo to czÄ™sto wracaliÅ›my do tego tematu, wiedzÄ…c już o rozwijajÄ…cych swÄ… dziaÅ‚alność oddziaÅ‚ach partyzanckich na "Grodzisku", "Å?ysinie" w Komornikach i na KÄ™dzierzynce. W maju przyszÅ‚a kolej na Adama Michalika i Edka Waliszewskiego, którzy zgodnie ze starym zaÅ‚ożeniem mieli wyprawić siÄ™ do Wieliczki. Po trzech dniach Adam wróciÅ‚ z rewelacyjnymi informacjami. OpowiedziaÅ‚, że podczas pobytu w Wieliczce ,wraz ze Zbyszkiem KaczyÅ„skim zrobili "skok" na magazyn wojskowy w stodole przy ul. Asnyka. Zdobyli worek pieprzu, odzież i opatrunki. Na potwierdzenie swojego wyczynu przyniósÅ‚ do Zegartowic pokaźnÄ… ilość pieprzu, opatrunki, swetry i podkoszulki. Całą zdobycz przekazaÅ‚ Komendantowi meldujÄ…c o wykonaniu "skoku" i o sytuacji w Wieliczce. Z meldunku wynikaÅ‚o, że na ul. Dobczyckiej od Lednicy do Rożnowej stacjonuje niemiecka kolumna samochodowa, a jej dowództwo stacjonuje u Grabowskich.
W tej sytuacji wyszliÅ›my znowu z propozycjÄ… o zezwolenie Komendanta na akcjÄ™ zdobycia broni. Tym razem nie zabroniÅ‚ ani też nie wydaÅ‚ rozkazu zezwalajÄ…cego. SytuacjÄ™ wykorzystaliÅ›my natychmiast i na drugi dzieÅ„ wyruszyliÅ›my do Wieliczki w okreÅ›lonym celu. UzgodniliÅ›my, że pójdzie Adam M. Fredek G. i ja Tadek P., a Idek W. dołączy do nas w Wieliczce. W Zegartowicach pozostali: Józek H., Staszek S., Zbyszek L. /Co dziaÅ‚o siÄ™ w czasie mojej nieobecnoÅ›ci - relacja St.Siendra/. Do Wieliczki wyszliÅ›my wczesnym rankiem, okoÅ‚o godziny ósmej. Kiedy przechodziliÅ›my skrajem lasu w pobliżu gajówki na Skrzynce, zatrzymaÅ‚ nas, ku naszemu zdziwieniu ,wartownik w polskim mundurze i wezwaÅ‚ dowódcÄ™ warty. W rezultacie zostaliÅ›my doprowadzeni do Komendanta O/P "Å»óÅ‚w".
Na szczęście w oddziale byli wieliczanie: St. Lassler, WÅ‚. Milich, Zygmunt Batko, Ludwik Scigalski, WÅ‚. Bartocha i inni, którzy potwierdzili naszÄ… tożsamość.
Złożyliśmy Komendantowi wyjaśnienie skąd i dokąd idziemy, poinformowaliśmy, że jesteśmy od "Walerego" w Zegartowicach a na zakończenie poprosiliśmy o przyjęcie do jego oddziału partyzanckiego.
Odpowiedź brzmiała, że bez broni nie może nas przyjąć. Wyjaśniliśmy
wówczas cel naszej podróży i dowódca po namyÅ›le kazaÅ‚ nam dać Å›niadanie i zwolnić.
Około południa wyruszyliśmy w dalszą drogę i wieczorem byliśmy w Wieliczce.
OkazaÅ‚o siÄ™, że wzdÅ‚uż caÅ‚ej ul. Dobczyckiej stojÄ… samochody wojskowe. UzgodniliÅ›my, że każdy z osobna idzie do domu i rozpoznaje sytuacjÄ™, a spotkamy siÄ™ nastÄ™pnego dnia i omówimy plan dziaÅ‚ania. Z rozeznania wynikaÅ‚o, że w ciÄ…gu dnia kolumna strzeżona jest przez dwóch wartowników /ludzi starszych/,a żoÅ‚nierze, kierowcy samochodów Å›piÄ… w szoferkach i po posiÅ‚ki chodzÄ… do domu Grabowskich, gdzie znajduje siÄ™ kuchnia polowa i mieÅ›ci siÄ™ dowództwo. Prawie w każdej szoferce samochodu znajdowaÅ‚ siÄ™ karabin i inna broÅ„.
Z informacji rodziców Fredka Grabowskiego wynikaÅ‚o, że sÄ… to żoÅ‚nierze niemieccy powracajÄ…cy z frontu wschodniego/prawdopodobnie Austriacy/.
W tej sytuacji postanowiliÅ›my rozpocząć akcjÄ™ nastÄ™pnego dnia w porze Å›niadaniowej od strony koÅ›cioÅ‚a Å›w. Sebastiana. Zgodnie z umowÄ… spotkaliÅ›my siÄ™ nastÄ™pnego dnia o godz.6 rano na Å‚uku ul. Dobczyckiej. Zamaskowani obserwowaliÅ›my w krzakach, które samo-chody sÄ… opuszczone przez żoÅ‚nierzy. JednoczeÅ›nie Å›ledziliÅ›my prze-marsz wartowników pilnujÄ…cych kolumny.
OkoÅ‚o godziny 6 w momencie, kiedy wartownicy spotkali siÄ™ na wysokoÅ›ci naszego punktu obserwacji i poszli jeden w dóÅ‚, drugi w górÄ™, postanowiliÅ›my przystÄ…pić do wykonywania zadania. Każdy z nas miaÅ‚ upatrzony samochód, z którego planowaÅ‚ zabrać broÅ„. Tylko Adam Michalik posiadaÅ‚ rewolwer z trzema nabojami kaliber 6,wiÄ™c jego zadaniem byÅ‚o odczekać parÄ™ minut, aby nas ubezpieczać.
Odskok ustalony byÅ‚ na drugÄ… stronÄ™ ulicy w kierunku Lednicy Górnej /stawy salinarne/.
W szoferce "mojego" samochodu byÅ‚ karabin i rozrzucone naboje. PozbieraÅ‚em naboje do kieszeni i za koszulÄ™, karabin odpiÄ…Å‚em ze stojaka, wpuÅ›ciÅ‚em do nogawki spodni i jako pierwszy przeszedÅ‚em niezauważony przez wartownika na drugÄ… stronÄ™ ulicy. Dalej podążyÅ‚em przez pola w umówionym kierunku.Za parÄ™ sekund spostrzegÅ‚em kolegów dążących za mnÄ…. Spotkanie nastÄ…piÅ‚o w krzakach, gdzie dokonaliÅ›my bilansu akcji /2 karabiny z nabojami,! pancerfaust, kilka granatów oraz 2 Å‚adownice i sporo amunicji/.CaÅ‚a akcja trwaÅ‚a okoÅ‚o 10 min. Zdobycz ukryliÅ›my w krzakach obserwujÄ…c z ukrycia zachowanie żoÅ‚nierzy powracajÄ…cych ze Å›niadaniem, aby spożyć je w szoferkach.
Po przeszÅ‚o godzinnej obserwacji, doszliÅ›my do wniosku, że akcja nasza nie byÅ‚a zauważona. PostanowiliÅ›my rozejść siÄ™ do domów a wieczorem zabrać broÅ„ i zameldować siÄ™ w Oddziale, z tym, że kol. Grabowski miaÅ‚ obserwować przez caÅ‚y dzieÅ„ zachowanie siÄ™ żoÅ‚nierzy i dowództwa niemieckiego kwaterujÄ…cego w domu Jego rodziców.
Jak siÄ™ później okazaÅ‚o, przebieg akcji nie byÅ‚ taki gÅ‚adki, z relacji Adama Michalika wynikaÅ‚o, że w czasie kiedy byliÅ›my w szoferkach a on nas ubezpieczaÅ‚, jeden z wartowników zmierzaÅ‚ w kierunku samochodów które penetrowaliÅ›my i przeszedÅ‚ na drugÄ… stronÄ™ kolumny akurat w tym miejscu gdzie on staÅ‚ z rewolwerem w rÄ™ku.
Wartownik widzÄ…c go z rewolwerem w rÄ™ku skierowanym w jego kierunku, szybko siÄ™ odwróciÅ‚ i poszedÅ‚ w górÄ™ kolumny - byÅ‚ to czÅ‚owiek starszy i widocznie nie chciaÅ‚ .
3. Relacja kol. Grabowskiego Ferdynada ps. "Wrzos"
Po udanym skoku i zdobyciu broni z niemieckich samochodów wróciÅ‚em do domu rodziców. W maÅ‚ym Å›rodkowym pokoju byÅ‚a zakwaterowana Komenda kolumny transportowej (jeden kapitan i dwóch poruczników).
Å»oÅ‚nierze niemieccy zjedli Å›niadanie na podwórku i powrócili do swych samochodów. Wtedy też zauważyli brak broni i po zÅ‚ożeniu meldunku, Komendant zarzÄ…dziÅ‚ alarm. Z okna obserwowaÅ‚em caÅ‚ość alarmu. Niemcy szukali po polach i byli nawet blisko stawów w pobliżu ukrytej naszej broni, jednak nie znaleźli niczego. Po odwoÅ‚aniu alarmu, jeden z oficerów przyszedÅ‚ do kuchni gdzie byÅ‚ mój ojciec i ja. Mów po niemiecku "Ferdynynad kom zu mir" 'byÅ‚em przekonany, że zostaÅ‚em rozpoznany. ByÅ‚ to starszy wiekiem Austriak, ja rozumiaÅ‚em po niemiecku i mogÅ‚em rozmawiać z nim. Pierwsze jego sÅ‚owa: "Fred hir sind banditen " -odpowiedziaÅ‚em, że ja o tym nic nie wiem. NastÄ™pnie w rozmowie powiedziaÅ‚ mi, że wiadomo mu z rozkazów wojskowych, że w tych okolicach sÄ… bandyci, tak nazywali Niemcy polskÄ… partyzantkÄ™, jednak on osobiÅ›cie nie ma do Polaków pretensji o walkÄ™ Polaków o ich wolność.
ChciaÅ‚by widzieć polskiego partyzanta i daÅ‚by nawet broÅ„ na której mu nie zależy, bo jako kolumna transportowa dowożąca żywność i amunicjÄ™ na front,majÄ… broni pod dostatkiem.
Z kartki która leżaÅ‚a na stole, dowiedziaÅ‚em siÄ™ co jest z samochodów zabrane, nawet byÅ‚y numery karabinów t.j. mojego i Tadka P. "KÅ‚osa".
CaÅ‚a ta rozmowa zakoÅ„czyÅ‚a siÄ™ spokojnie. MówiÅ‚ mi, że ma syna, ale trochÄ™ starszego ode mnie, jeszcze nie jest w wojsku.
Na zakończenie rozmowy poczęstował mnie słodyczami - nie wiedział, że rozmawiał z "banditen".
Wieczorem opuÅ›ciliÅ›my WieliczkÄ™. CaÅ‚a kolumna niemiecka odpoczywaÅ‚a dalej na naszej ulicy. Kilkakrotnie „Haupthman" dopytywaÅ‚ siÄ™ mojego ojca gdzie ja jestem, prawdopodobnie przypuszczaÅ‚, że ja mam jakieÅ› powiÄ…zania z partyzantkÄ…, jednak caÅ‚ość przemilczaÅ‚. ParÄ™ jego sÅ‚ów do "SS" o mnie wystarczaÅ‚oby do wykoÅ„czenia caÅ‚ej mojej rodziny. PiszÄ™ o powyższym dlatego, szczegóÅ‚owo, że byli też Niemcy w tym wypadku Austriak, który dość miaÅ‚ wojny i Hitlera. WspominaÅ‚ czÄ™sto do mojego ojca o swoim domu rodzinnym i o swojej rodzinie.
Zgodnie z ustaleniami, pod osłoną nocy dotarliśmy do Zegartowic rano. Regulaminowo z bronią zameldowaliśmy
siÄ™ u dowódcy Walerego Obidowicza.SzczegóÅ‚owo zÅ‚ożyliÅ›my relacjÄ™ o
dokonanym wypadzie i zdobyciu
broni,
jak również przedstawiliÅ›my swój zamiar o
przejÅ›ciu do oddziaÅ‚u "Å»óÅ‚wia" ZostaliÅ›my skarceni za samowolÄ™,
niemniej po chwili
kazał nam zjeść śniadanie i
iść spać.
W poÅ‚udnie przyszedÅ‚ do nas do stodoÅ‚y na pogawÄ™dkÄ™ i po dÅ‚uższej dyskusji zaakceptowaÅ‚ nasz wyczyn i dalsze zamiary, życzÄ…c powodzenia. DziÄ™kujÄ…c mu za przeszkolenie i opiekÄ™ przez parÄ™ miesiÄ™cy, jeszcze tego samego dnia zameldowaliÅ›my siÄ™ w OddzielÄ™ "Å»óÅ‚wia" na KÄ™dzierzynce.
Ku zdziwieniu wszystkich zebranych na wieczornym apelu, dowódca oddziaÅ‚u Franciszek Mróz ps. "Å»óÅ‚w" poinformowaÅ‚ zebranych, że zostaliÅ›my przyjÄ™ci do oddziaÅ‚u. KazaÅ‚ nam oddać posiadanÄ… broÅ„ do depozytu na czas kwarantanny. Do drużyny StanisÅ‚awa Lasslera ps. "Kania" przydzielony zostaÅ‚ Edek Waliszewski i Adam Michalik a mnie i Fredka Grabowskiego oddano do dyspozycji podoficera gospodarczego.
Kwarantanna trwała tydzień, przez ten okras pełniliśmy funkcje gospodarcze w oddziale a w międzyczasie przeprowadzono o nas wywiad w Wieliczce.
Po upÅ‚ywie okresu kwarantanny, oddano nam broÅ„, zÅ‚ożyliÅ›my przysiÄ™gÄ™ i przy dzielono nas do plutonów.
Ja i Fredek Grabowski przydzieleni zostaliśmy do por. Jana Dala ps. "Dąb" a Edek Waliszewski i Adam Michalik do Władysława Kowalika ps. "Zabawka".
Od tej pory wybraliśmy sobie pseudonimy i zostaliśmy żołnierzami AK zgrupowania "Kamiennik".
W czasie kwarantanny Fredek Grabowski ps. "Wrzos" daÅ‚ siÄ™ poznać jako dobry kucharz i Å›wietny rzeźnik. Jeszcze do dziÅ› czujÄ™ smak przyrzÄ…dzonego przez niego gulaszu a kieÅ‚basa "palce lizać" - funkcjÄ™ tÄ… peÅ‚niÅ‚ z polecenia kwatermistrza oddziaÅ‚u, byÅ‚ nim w tym okresie ZdzisÅ‚aw Stojek ps. "Å»bik" (kolega Å»óÅ‚wia). MuszÄ™ powiedzieć, kol.Grabowski przez "żołądek do serca" umiaÅ‚ pozyskać sobie przychylność u starszych kolegów i miaÅ‚ bieżące informacje co dzieje siÄ™ w oddziale.
MiÄ™dzy innymi dowiedzieliÅ›my siÄ™ kto jest szarÄ… eminencjÄ… w Oddziale i kto należy do sztabu. O ile pamiÄ™tam zaliczali siÄ™ do niego kol. kol. Jan Dal "DÄ…b", ZdzisÅ‚aw Stojek "Å»bik", Edward Morawski "Zielonka" oraz StanisÅ‚aw Lassler "Kania" i WÅ‚adysÅ‚aw Kowalik "Zabawka". Byli to ludzie do których Komendant Franciszek Mróz "Å»óÅ‚w" miaÅ‚ zaufanie i prawdopodobnie z nimi uzgadniaÅ‚ swoje decyzje.
Zaskoczeniem dla nas byÅ‚a informacja, że oprócz nas nowo przyjÄ™tych do OddziaÅ‚u, prowadzony jest wywiad w Wieliczce o WÅ‚adysÅ‚awie Bartocha ps. "Tur", którego podejrzewano o wspóÅ‚pracÄ™ z UkraiÅ„cami, i moment byÅ‚ taki że niektórzy sztabowi doradcy Komendanta proponowali dla niego wyrok Å›mierci - byÅ‚aby to tragedia, stanowczo sprzeciwiÅ‚ siÄ™ temu "Å»óÅ‚w". DziÄ™ki jego decyzji i sprzeciwu, dobry kolega jest miÄ™dzy nami, przeżyÅ‚ zsyÅ‚kÄ™ na SyberiÄ™ gdzie straciÅ‚ oko ale żyje i jest miÄ™dzy nami.
Dziwnie los pokierowaÅ‚ drogi naszej czwórki, wÅ‚aÅ›ciwie przez okres naszej sÅ‚użby, ja i Fredek Grabowski byliÅ›my blisko siebie, natomiast w żadnej akcji nie spotkaliÅ›my Adama Michalika i Edka Waliszewskiego -pomimo tego że byliÅ›my w jednym oddziale oni majÄ… swoje przeżycia, sÅ‚użyli pod dowództwem WÅ‚adysÅ‚awa Kowalika ps. "Zabawka"a my swoje pod dowództwem Jana Dala ps. "DÄ…b".
Nasz dowódca byÅ‚ ppr. rezerwy, pochodziÅ‚ z Woli Duchackiej, w cywilu pracowaÅ‚ w Kablu, byÅ‚ czÅ‚owiekiem bardzo energicznym, odważnym, wymagajÄ…cym, pomimo warunków polowych wymagaÅ‚ od nas dyscypliny i sam jÄ… przestrzegaÅ‚ InteresowaÅ‚ siÄ™ naszymi rodzinami, staraÅ‚ siÄ™ o żoÅ‚d dla nas, o odzież, i obuwie i interesowaÅ‚o go nasze wyksztaÅ‚cenie.
W pierwszych tygodniach naszej sÅ‚użby, chcÄ…c nas bliżej poznać braÅ‚ nas do różnych akcji majÄ…cych na celu zdobywanie żywnoÅ›ci dla oddziaÅ‚u i tropienia konfidentów dziaÅ‚ajÄ…cych na rzecz okupanta i na rożnego rodzaju zasadzki na wroga. Niezależnie od powyższego, wyznaczaÅ‚ nas do peÅ‚nienia sÅ‚użby wartowniczej w oddziale i do patroli w terenie.
Jak scharakteryzowaÅ‚ naszych dowódców kol. Grabowski Ferdynand.
Dal Jan ps. "DÄ…b" ppr. rezerwy W.P. mieszkaÅ‚ w Woli Duchackiej i skierowany zostaÅ‚ przez KrakowskÄ… KomedÄ™ AK do pracy w terenie. PrzejÄ…Å‚ OddziaÅ‚ od Franciszka Mroza "Å»óÅ‚wia", byÅ‚ d-cÄ… wzorowym, podwÅ‚adnych traktowaÅ‚ jak kolegów, utrzymywaÅ‚ jednak wzorowy porzÄ…dek w oddziale. WymagaÅ‚ dyscypliny i karnoÅ›ci. W wielu walkach i akcjach byÅ‚ zawsze w pierwszym szeregu i po prostu kule wroga nie dosiÄ™gaÅ‚y do.
Prowadził oddział
do końca roku 1944, po rozwiązaniu oddziału w styczniu 1945r.
pozostawił przy sobie mnie i ludwika Scigalskiego ps. "Koroniaty" Działał jako
d-ca oddziaÅ‚ów terenowych, z
ramienia K.O. pełnił funkcję oficera dywersji. Utrzymywał kontakt z rozwiązującymi się
oddziałami partyzanckimi, pilnował aby broń długa i maszynowa była prawidłowo ukryta Rozwiązanie
oddziaÅ‚ów i powrót ludzi do
domów nastÄ…piÅ‚ 21 stycznia 1945r Jan Dal w pierwszych miesiÄ…cach roku 1945 pracowaÅ‚ w Kablu a po zakoÅ„czeniu
wojny, wyjechał do Jeleniej
Góry i tam byÅ‚ dyrektorem Zjednoczenia
Przemysłu Bawełnianego.
ZmarÅ‚ czy zginÄ…Å‚ tragicznie w latach sześćdziesiÄ…tych, szczegóÅ‚ów nie znam.
ZastÄ™pca, Dala Jana "DÄ™ba" byÅ‚ Edward Galowtz ps. "Olsza" posiadaÅ‚ stopieÅ„ chorążego w W.P. Do naszego OddziaÅ‚u przydzielony zostaÅ‚ przez K.O. MyÅ›lenice, byÅ‚ oficerem szkoleniowym. W oddziale byÅ‚ bardzo lubiany ponieważ umiaÅ‚ współżyć z ludźmi, do każdego żoÅ‚nierza podchodziÅ‚ indywidualnie uważaÅ‚ siÄ™ za kolegÄ™ a nie przeÅ‚ożonego. ByÅ‚ czÅ‚owiekiem rozważnym ale także odważnym. W grudniu 1944r.powróciÅ‚ do Krakowa i byÅ‚ łącznikiem Krakowskiej Komendy A.K. aż do rozwiÄ…zania Komendy. Po ujawnieniu mieszkaÅ‚ przy ul. Karmelickiej 46, zmarÅ‚ w 1982r.
Franciszek Mróz ps. "Å»óÅ‚w" urodziÅ‚ siÄ™ i mieszkaÅ‚ w KÄ…dzierzynce k. Dobczyc,
tam też gospodarzył z matką. Po zakończeniu działań wojennych w randze plutonowego, gromadził broń i amunicję z myślą o zorganizowaniu grupy konspiracyjnej na terenie swojej wioski.
W roku 1943 stworzył pierwszy oddział partyzancki na terenie pow. myślenickiego. Rozpoczął też zbrojne akcje przeciwko Niemcom.
ZnaÅ‚ doskonale teren i dlatego organizowaÅ‚ oddziaÅ‚y nie wiÄ™ksze jak 25 do 30 ludzi. Do każdego zorganizowanego oddziaÅ‚u wyznaczaÅ‚ dowódcÄ™ a sam sprawowaÅ‚ nadzór i utrzymywaÅ‚ kontakt z K.O. "Kamiennik".
We wrześniu 1944 roku, został ranny w prawą rękę, w tym samym dniu zginął nasz kolega Stanisław Lassler "Kania".
Po wkroczeniu wojsk radzieckich, przyszedł do Wieliczki aby się ujawnić,ponieważ wyczuł że chcą go aresztować, uciekł zpowrotem na swoje tereny i walczył przeciwko władzy bolszewickiej.
W 1950r. podstÄ™pnie zostaÅ‚ aresztowany przez UB, na Pl. Inwalidów byÅ‚ katowany a nastÄ™pnie osÄ…dzony na karÄ™ Å›mierci. Wyrok zostaÅ‚ wykonany 25.VI.1951r, pochowany jest na cmentarzu Rokowickim przy ul.Prandoty.
Pierwszym naszym d-cÄ… byÅ‚ st. sierż. W.P. Walery Obidowicz ps."Mrówka" - gospodarz z Zegartowic. W okresie okupacji byÅ‚ d-cÄ… oddziaÅ‚u terenowego B.Ch. a nastÄ™pnie A.K. ByÅ‚ czÅ‚owiekiem caÅ‚ym sercem oddanym sprawie wolnoÅ›ci Polski. Å»yczliwy, zawsze skory do pomocy swoim podkomendnym. Na swoim terenie, wÅ‚ożyÅ‚ dużo pracy w organizacjÄ™ Armii Krajowej i jej walki z okupantem. Po zakoÅ„czeniu wojny, gospodarowaÅ‚ na swoim kawaÅ‚ku ziemi i dziaÅ‚aÅ‚ jako ludowiec w P.S.L. ZmarÅ‚ w roku 1980.
Jeżeli chodzi o naszÄ… KomendÄ™ zgrupowania "Murawa", to kilka razy widziaÅ‚em Wincentego HorodyÅ„skiego "KoÅ›cieszÄ™" w czasie inspekcji oddziaÅ‚ów oraz rotmistrza "Dzika" (nazwiska nie znam) i kpt. Kleofasa (nazwiska nie znam). ByÅ‚y to osoby na wysokich stanowiskach i dla partyzanta oddziaÅ‚u najważniejszym byÅ‚ jego bezpoÅ›redni dowódca. Wiadomym jest mi również, że w KO. "Murawa" byÅ‚y nieporozumienia miÄ™dzy oficerami i zmiany na stanowiskach.
W okresie naszej sÅ‚użby w oddziaÅ‚ach partyzanckich, mieliÅ›my do czynienia z piÄ™cioma bezpoÅ›rednimi dowódcami, byli to ludzie caÅ‚ym sercem oddani sprawie wolnoÅ›ci Ojczyzny, gorliwie wykonujÄ…cy swoje obowiÄ…zki, życzliwi dla podkomendnych, wymagajÄ…cy wypeÅ‚nienia każdego rozkazu. Na dzieÅ„ dzisiejszy nadmieniam, że żaden z nich nie żyje, niech ziemia w ich mogiÅ‚ach lekkÄ… im bÄ™dzie, a Bóg wynagrodzi poniesione trudy i znoje.
Przez dwa miesiÄ…ce naszej sÅ‚użby (czerwiec, lipiec 1944) melina naszego oddziaÅ‚u mieÅ›ciÅ‚a siÄ™ w gajówce Skrzynka-KÄ™dzierzynka. ByÅ‚ to Å›wietny punkt obsewacyjny, osÅ‚oniÄ™ty lasami od strony poÅ‚udniowej, zachodniej i póÅ‚nocnej. Stan liczebny ludzi powiÄ™kszaÅ‚ siÄ™ z dnia na dzieÅ„. ByÅ‚a to jednostka w owym czasie liczÄ…ca siÄ™ w zgrupowaniu "Kamiennik". Pierwszy raz w lipcu otrzymaliÅ›my żoÅ‚d w dolarach, który wypÅ‚acany byÅ‚ przez z-ce Komendanta "DÄ™ba''. Å»oÅ‚d w; caÅ‚oÅ›ci przekazaliÅ›my na uzbrojenie oddziaÅ‚u, w tym okresie zdeklarowaliÅ›my siÄ™ nie brać żoÅ‚du i tak samo postÄ…pili inni koledzy.
Aby nie dopuÅ›cić do skupiska ludzi, odziaÅ‚ zostaÅ‚ podzielony na pododdziaÅ‚y, w których liczebność nie przekraczaÅ‚a 30 ludzi. O ile pamiÄ™tam byÅ‚y trzy pododdziaÅ‚y, dowodzone przez Dala Jana "DÄ…b" WÅ‚adysÅ‚awa Kowalika "Zabawka" i oddziaÅ‚ podstawowy dowodzony przez Fr. Mroza "Å»óÅ‚wia".
ByÅ‚a również w oddziale grupa żoÅ‚nierzy radzieckich, okoÅ‚o 12 może 15-tu ludzi, którymi dowodziÅ‚ "Uczyciel". Grupa ta utworzona zostaÅ‚a na bazie uciekinierów z niewoli niemieckiej, których przekazywano do nas z Krakowa przez placówkÄ™ w MyÅ›lenicach.
Komendant oddziaÅ‚u "Å»óÅ‚w" traktowaÅ‚ ich jak równorzÄ™dnÄ… samodzielnÄ… drużynÄ™, której wyznaczaÅ‚ akcje bojowe.
JednÄ… z nich pamiÄ™tam, byÅ‚a to zasadzka na samochody niemieckie jadÄ…ce szosÄ… miÄ™dzy Gdowem a Dobczycami - akcja byÅ‚a udana, zdobyli broÅ„. W akcji brali również udziaÅ‚ nasi ludzie wyznaczeni przez Komendanta, byli to: WÅ‚adysÅ‚aw Milich ps. "UÅ‚an" i WÅ‚adysÅ‚aw ZajÄ…c ps, "Czarny". Ta i podobne akcje, doprowadziÅ‚y do peÅ‚nego uzbrojenia żoÅ‚nierzy radzieckich. W konsekwencji grupa pod dowództwem "Uczyciela" odwdziÄ™czyÅ‚a siÄ™ "Å»óÅ‚wiowi" tym, że pewnej nocy peÅ‚niÄ…c sÅ‚użbÄ™ patrolowÄ… w okolicach Raciechowic zniknÄ™li.
Wg relacji kol. Grabowskiego "Wrzosa" który miÄ™dzy innymi braÅ‚ udziaÅ‚ w tym patrolu - mówiÅ‚, że poprostu zniknÄ™li w Raciechowicach. Stwierdza również, że po jakimÅ› czasie spotkaÅ‚ ich przypadkowo jako partyzantów radzieckich z Babiej Góry.
Na pamiÄ…tkÄ™ naszego wspóÅ‚dziaÅ‚ania w tym okresie, jeden z kolegów zrobiÅ‚ nam zdjÄ™cie z ich dowódcÄ….
ZdjÄ™cia wykonane w czerwcu 1944 roku na KÄ™dzierzynce k. Dobczyc, przedstawia grupÄ™ partyzantów z OddziaÅ‚u "Å»óÅ‚wia"
Od lewej: D-ca grupy partyzantów radzieckich ps. "Uczyciel"
Ferdynand Grabowski ps."Wrzos"
Władysław Milich ps."IUłan"
Ludwik Scigalski ps."Koroniaty"
Zygmunt Batko ps."Zielony"
Tadeusz Piotrowski ps."Kłos"
Władysław Milich ps."Ułan" Tadeusz Piotrowski ps "Kłos"
Jak już wspomniaÅ‚em, w pierwszych miesiÄ…cach naszej sÅ‚użby nasz bezpoÅ›redni dowódca p.pr. Jan Dal "DÄ…b" chcÄ…c nas bliżej poznać, braÅ‚ nas jako obstawÄ™ na różnego rodzaju nocne patrole.
W zależnoÅ›ci od wynikÅ‚ych potrzeb, celem ich byÅ‚o: tropienie i wychwytywanie konfidentów, zbieranie informacji o ruchach i rozmieszczeniu wojsk i żandarmerii niemieckiej, o zarzÄ…dzeniach administracji niemieckiej.
Informacje pochodziÅ‚y z różnych źródeÅ‚, nawet od granatowych policjantów. W każdej okolicznej wsi i w Dobczycach, d-ca nasz posiadaÅ‚ informatorów. ZdarzaÅ‚y siÄ™ i "dupobicia" i "postrzyżyny" w zależnoÅ›ci od potrzeb. Naszym zadaniem byÅ‚o ubezpieczenie, to też jeden z nas byÅ‚ przy dowódcy a drugi z pewnej odlegÅ‚oÅ›ci ubezpieczaÅ‚.
W każdym razie przez te dwa miesiące nie oszczędzał nas, wracaliśmy na melinę o świcie zmaltretowani, śpiący ale pełni wrażeń. Na zakończenie patrolu padało pytanie, No jak chłopaki, zmęczeni? Zwykle nie było odpowiedzi - No ! to spanko do pobudki, a rano Wrzos do kuchni, a Kłos na wartę.
Obserwował nas w ciągu dnia, jak widział że jesteśmy zmęczeni, to nieraz powiedział - idźcie się przespać bo o zmroku wyruszamy.
I tak dzień za dniem, ale nigdy nie narzekaliśmy, za to nas lubił i chętnie brał nas na każdą robotę.
Przytaczam tu kilka akcji które utkwiÅ‚y mi w pamiÄ™ci, z uwagi na ich ważność i ciężar gatunkowy:
Zasadzka w Dobczycach na wyższego oficera SS z Pomorskiej.
Tym razem oprócz nas wyznaczyÅ‚ jeszcze "Zielonego" Zygmunta Batko, "UÅ‚ana" WÅ‚adysÅ‚awa Milicha i "Czarnego" WÅ‚adysÅ‚awa ZajÄ…ca.
Do akcji wyruszyliśmy w nocy, nad ranem dotarliśmy do Dobczyc i zajęliśmy stanowiska w jednej willi przy ul. Zamkowej.
Do tej willi miał być zwabiony przez nieznaną nam kobietę oficer SS. Pełni napięcia i zgodnie z wydaną przez d-cę instrukcji, czekaliśmy cały dzień i niestety, oficer ten z niewiadomych przyczyn nie przyjechał, aczkolwiek w Dobczycach był czarnym mercedesem i zatrzymał się w rynku, a następnie pojechał na zamek.
Po nieudanej zasadzce w Dobczycach, wyznaczony zostaÅ‚em z "Zielonym" Zygmuntem Batko do nastÄ™pnej w WiÅ›niowej, która miaÅ‚a na celu ujÄ™cie niemieckiego inspektora wyznaczonego na powiat myÅ›lenicki dla zbadania poziomu nauczania wiejskiej mÅ‚odzieży i dzieci.
W tym celu zajęliśmy stanowisko w domu naprzeciwko szkoły mając doskonały wgląd na szosę i na wejście do szkoły - niestety w tym ani następnym dniu inspektor się nie zjawił, natomiast w czasie wyczekiwania, kolega "Zielony" manipulując bronią "parabelum" przestrzelił sobie lewą dłoń.
W tej sytuacji musieliÅ›my powrócić do OddziaÅ‚u bez wykonania zamierzonego zadania. Niemiecki inspektor byÅ‚ w szkole w WiÅ›niowej na nastÄ™pny dzieÅ„ po opuszczeniu przez nas stanowiska. Za zejÅ›cie z posterunku i manipulacjÄ™ broniÄ…, kol. "Zielony" zostaÅ‚ ukarany przez d-cÄ™ aresztem (dwa dni) a ja dostaÅ‚em 3 godz. "stójki".
NastÄ™pna akcja do której zostaliÅ›my wyznaczeni, tym razem z F. Grabowskim "Wrzosem" i innymi dotyczyÅ‚a zarekwirowania mÄ…ki z mÅ‚yna w Gdowie.
MÅ‚yn byÅ‚ pod zarzÄ…dem niemieckim a wÅ‚aÅ›cicielem byÅ‚ pan Lelito, nie jestem pewny, ale przypuszczam, że wÅ‚aÅ›ciciel wiedziaÅ‚ o tym że mÄ…ka bÄ™dzie zabrana dla oddziaÅ‚ów partyzanckich, chodziÅ‚o o to aby pan Lelito mógÅ‚ rozliczyć siÄ™ z iloÅ›ci przemiaÅ‚u z wÅ‚adzami niemieckimi.
Przez KrzyworzekÄ™ i RabÄ™ dotarliÅ›my dwoma furmankami do mÅ‚yna, bez niespodzianek, pomimo ciemnoÅ›ci i koniecznoÅ›ci zachowania czujnoÅ›ci ponieważ teren byÅ‚ patrolowany przez Niemców.
DowódcÄ… grupy operacyjnej byÅ‚ "Czarny" WÅ‚. ZajÄ…c albo "Skorp" Tad. JaÅ›ko dokÅ‚adnie nie pamiÄ™tam, w każdym razie mnie i "Wrzosa" wyznaczono na stanowiska ubezpieczajÄ…ce a pozostali koledzy w tÄ™piÄ™ bÅ‚yskawicznym zaÅ‚adowali furmanki workami z mÄ…kÄ… i za póÅ‚ godz. byÅ‚o po wszystkim.
MÄ…ka dotarÅ‚a do ludzi którzy wypiekali dla oddziaÅ‚u smaczny chleb który nam dobrze sÅ‚użyÅ‚.
PamiÄ™tam również, że. w pierwszych miesiÄ…cach naszej sÅ‚użby, byliÅ›my Å›wiadkami dwóch nietypowych wydarzeÅ„.
Pierwsze wydarzenie przyjemne, dotyczyło ślubu naszego kolegi Tadeusza Jaśko "Skorpa" w kościele w Gruszowie.
Åšlub kol."Skorpa" w koÅ›ciele w Gruszowie odbyÅ‚ siÄ™ o 12 w nocy w peÅ‚nej gali, przy obstawie okolic koÅ›cioÅ‚a i szpalerze Jego kolegów, partyzantów, byÅ‚a piÄ™kna lipcowa noc,co nadaÅ‚o uroku tej uroczystoÅ›ci. Relacja kol. Grabowskiego "Wrzosa"
GoÅ›cie przeszli z koÅ›cioÅ‚a do szkoÅ‚y, tak przy koÅ›ciele jak i przy szkole peÅ‚niÅ‚em wartÄ™ przy samym budynku z WÅ‚adkiem Milichem "UÅ‚anem". PrzeważajÄ…ca część goÅ›ci skÅ‚adaÅ‚a siÄ™ z Komendy Zgupowania oraz oficerów z krakowskiej Komendy. ByÅ‚o również kilka panienek córek oficerów z Kra-kowa, które aż pÅ‚akaÅ‚y z radoÅ›ci, że widzÄ… prawdziwych partyzantów. ObdarowaÅ‚y nas sÅ‚odyczami, ciastem no i również nie zapomniaÅ‚y o gorzaÅ‚ce, wszyskie te dobroci zdobyÅ‚y ze stoÅ‚u weselnego wÅ‚asnym sposobem - byliÅ›-my im za to bardzo wdziÄ™czni, aczkolwiek mieliÅ›my później kÅ‚opoty od prze-Å‚ożonych.
Drugie wydarzenie (niestety przykre) to sąd polowy nad "Twardym" - nazwiska nie znałem.
Jak siÄ™ okazaÅ‚o "Twardy" byÅ‚ konfidentem albo malwersantem, o co nigdy bym go nie posÄ…dziÅ‚. Tym bardziej, że przez dwa tygodnie pobytu w naszym Oddziale, daÅ‚ siÄ™ poznać jako uczynny, dobry kolega oddany sprawie za którÄ… walczyliÅ›my. Wyrok SÄ…du polowego byÅ‚ jednoznaczny - kara Å›mierci.
4. Relacja kol. Grabowskiego "Wrzosa"
WÄ…tpliwÄ… byÅ‚a informacja - czy na pewno "Twardy" byÅ‚ konfidentem. W Oddziale naszym byÅ‚ niedÅ‚ugo. PeÅ‚niÅ‚ funkcjÄ™ łącznika, ponieważ dobrze znaÅ‚ teren. Nie wiem skÄ…d przybyÅ‚, ale na pewno czÄ™sto byÅ‚ w Stryszawie koÅ‚o Gdowa. Tam poznaÅ‚ Julka i hulaÅ‚ z dziewczynami, potrzeba byÅ‚o pieniÄ™dzy, to zrobiÅ‚ z Julkiem i innymi napad na LelitÄ™ (wÅ‚aÅ›ciciel mÅ‚yna w Gdowie). Skradli zÅ‚oto i innÄ… biżuteriÄ™. MiÄ™dzy innymi skradli również Krzyż i inne odznaczenia p. Leli ty z pierwszej wojny Å›wiatowej. Prawomocny wyrok SÄ…du polowego byÅ‚a kara Å›mierci dla "Twardego" i Julka. Przed wykonaniem wyroku wyspowiadaÅ‚ ich Kapelan, a ostatnim życzeniem "Twardego" byÅ‚o aby zachować w tajemnicy przed jego rodzinÄ…, że tak marnie skoÅ„czyÅ‚ i prosiÅ‚ aby powiadomić rodzinÄ™, że zginÄ…Å‚ w walce.
W tym czasie w rejonie powiatu myÅ›lenickiego aktywnie dziaÅ‚aÅ‚y grupy konfidentów niemieckich, zamaskowanych jako handlarze, uciekinierzy z obozów itp.
Po tych wydarzeniach, teren Gruszowa i KÄ™dzierzynki byÅ‚ spalony, w zwiÄ…zku z tym część OddziaÅ‚u pod dowództwem p.por.Dala Jana "DÄ™ba" przeniosÅ‚a swojÄ… "MelinÄ™" do Wierzbanowej.
W tym rejonie wÅ‚aÅ›ciwie nic siÄ™ nie dziaÅ‚o, otrzymywaliÅ›my różne zadania przeważnie patrolowanie terenu.
Ja osobiÅ›cie otrzymaÅ‚em rozkaz rozeznania możliwoÅ›ci uszycia mundurów drelichowych przez okoliczne krawcowe.
Do dyspozycji dostaÅ‚em konia (oczywiÅ›cie bez siodÅ‚a) do tej pory czujÄ™ jego grzbiet i parabelÄ™. Zadanie mi powierzone zajęło mi kilka dni - nic to szczególnego, ale osobiÅ›cie przeżyÅ‚em, można to okreÅ›lić "tragediÄ™..." i dlatego pozwolÄ™ sobie jÄ… opisać.
Przez te kilka dni mojej wÄ™drówki po okolicznych wsiach padaÅ‚ deszcz, wracajÄ…c ostatecznie po wykonaniu zadania na "melinÄ™", byÅ‚em tak zmÄ™czony i odparzony od konia, że w okolicach Kobielnika zsiadÅ‚em już z konia i szedÅ‚em piechotÄ… prowadzÄ…c konia za uzdÄ™.
ZmÄ™czony, przemoczony marzyÅ‚em o dotarciu na kwaterÄ™ do której byÅ‚o jeszcze okoÅ‚o 2 km. W moim kierunku nadjechaÅ‚a furmanka - szczęśliwy zatrzymaÅ‚em jÄ…, konia uwiÄ…zaÅ‚em do "literki" a sam usiadÅ‚em z tyÅ‚u na wiÄ…zce siana, i momentalnie zasnÄ…Å‚em. Furman byÅ‚ miejscowy i podwiózÅ‚ mnie pod "melinÄ™" - zameldowaÅ‚em d-cy "DÄ™bowi" o wykonaniu zadania.
D-ca widząc moje zmęczenie, poklepał mnie po ramieniu, kazał oddać dyżurnemu parabelę i iść spać - i tu moja tragedia...
OkazaÅ‚o siÄ™, że pistolet "parabelka" który miaÅ‚em pod paskiem na brzuchu wysunęła siÄ™ w momencie kiedy usnÄ…Å‚em na furmance. Trzy razy przeszliÅ›my z kolegami odcinek drogi gdzie siadÅ‚em na furmankÄ™ do miejsca kwatery - bez rezultatu. ZaÅ‚amany, zameldowaÅ‚em o tym "DÄ™bowi" - widziaÅ‚em u niego zdenerwowanie i wÅ›ciekÅ‚ość. BroÅ„ byÅ‚a zarejestrowania: w Komendzie OkrÄ™gu, krótko mi odpowiedziaÅ‚ - jeżeli do jutra rana "parabela" siÄ™ nie znajdzie, jestem aresztowany i stanÄ™ przed sÄ…dem polowym.
Wiadomość ta podcięła mi nogi, czuÅ‚em jak dygocÄ™ - nikt z kolegów, nie chciaÅ‚ już iść ze mnÄ… szukać, poszedÅ‚em jeszcze raz sam.
W drodze rozmyÅ›laÅ‚em i widziaÅ‚em siÄ™ przed TrybunaÅ‚em wojskowym. W takich przypadkach, myÅ›li uciekajÄ… do swoich, najbliższych - co by powiedziaÅ‚a i poradziÅ‚a matka? "Zwróć siÄ™ do Å›w. Antoniego" Uporczywa myÅ›l kotÅ‚owaÅ‚a mi w gÅ‚owie - w pewnym momencie, suwajÄ…c ze zmÄ™czenia nogami, z kaÅ‚uży po deszczu wykopaÅ‚em upragniony pistolet...
Za to przewinienie ukarany zostaÅ‚em "stójkÄ…" a później otrzymaÅ‚em 2 dni urlopu z przepustkÄ… do domu. W drodze do domu, miaÅ‚em też niebezpiecznÄ… przygodÄ™ o której opowiem:
ByÅ‚a okoÅ‚o 5 rano - do Wieliczki schodziÅ‚em przez Rożnowa na ul. SzpitalnÄ…, ku mojemu zaskoczeniu w ogrodach Szpitalnej zauważyÅ‚em ukrytych i skradajÄ…cych siÄ™ żandarmów i "sonderdienstów." z broniÄ… gotowÄ… do strzaÅ‚u - pomyÅ›laÅ‚em zasadzka, na brzuchu poczuÅ‚em "visa"i obronny granat, nie zważaÅ‚em na nich i Å›miaÅ‚o maszerowaÅ‚em dalej oczekujÄ…c wezwania "halt ! ". Wezwania jednak nie byÅ‚o, okazaÅ‚o siÄ™ że nadziaÅ‚em siÄ™ na obÅ‚awÄ™ na dom Lasslerów - po poÅ‚udniu dowiedziaÅ‚em siÄ™ o aresztowaniu rodziców Staszka "Kani".
Po powrocie do OddziaÅ‚u, w pierwszych dniach wrzeÅ›nia wraz z innymi kolegami, także z FrÄ™dkiem Grabowskim zostaliÅ›my odkomenderowani do OddziaÅ‚u szkoleniowego na "Å?ysinie".
NastÄ™pnego dnia wyruszyliÅ›my najkrótszÄ… drogÄ… na Å?ysinÄ™. Grupa nasza zatrzymana zostaÅ‚a przez wartowników przy wejÅ›ciu na SuchÄ… PolanÄ™. Jeden z nich telefonicznie wezwaÅ‚ sÅ‚użbowego podoficera, który zaprowadziÅ‚ nas do dowództwa, gdzie zostaliÅ›my przydzieleni do różnych plutonów szkoleniowych.
Ponieważ byÅ‚a pora przed obiadowa, mieliÅ›my możliwość rozglÄ…dniÄ™cia siÄ™ po obozie. ByÅ‚y dwa duże namioty dla Komendy, a kuchnia polowa i warsztat szewski nakryte byÅ‚y brezentem. W warsztacie szewskim pracowaÅ‚ miÄ™dzy innymi nasz kolega z OddziaÅ‚u Å»óÅ‚wia Ludwik Jaworski. Od strony zachodniej w odlegÅ‚oÅ›ci kilkudziesiÄ™ciu metrów od Komendy rozmieszczone byÅ‚y szaÅ‚asy w ziemiankach w których mieliÅ›my mieszkać. Każdy szaÅ‚as wyÅ‚ożony byÅ‚ okrÄ…glakami w którym znajdowaÅ‚y siÄ™ 4 lub 6 pryczy piÄ™trowych wyÅ‚ożonych gałęziami z choiny. Wszystko to miaÅ‚o sÅ‚użyć jako sypialnia dla nas żoÅ‚nierzy. SzaÅ‚asy nakryte byÅ‚y choinÄ… z której krople deszczu kapaÅ‚y na prycze i caÅ‚e pomieszczenie.
W nowym Å›rodowisku przy wzmożonej dyscyplinie, ciÄ…gÅ‚ych szkoleniach bojowych i ćwiczeniach w terenie, nie byÅ‚o czasu na bliższe poznanie kolegów ,tym bardziej, że każda wolna chwila wykorzystywana byÅ‚a na suszenie odzieży. TrafiliÅ›my akurat na obfite deszcze, które nas nie pieÅ›ciÅ‚y - w mokrej odzieży kÅ‚adliÅ›my siÄ™ spać i rano a niekiedy w nocy na alarm bojowy wstawaliÅ›my w tej samej odzieży.
Po kilkudniowej zaprawie i sprawdzeniu się w warunkach dotychczas nie spotykanych, przyszła pogodna i słoneczna niedziela.
Msza polowa która odbyÅ‚a siÄ™ na polanie, poprawiÅ‚a nasze nastroje a wolny czas wykorzystaliÅ›my na pranie i suszenie odzieży.
Jak się okazało, był to nasz ostatni dzień szkolenia, ponieważ następnego dnia rozpoczęła się pacyfikacja Trzemeśni, Poręby, Lipnika, Zasaniai innych wsi.
Około 7 rano 12 września zarządzono alarm bojowy - pospiesznie zjedliśmy śniadanie i padł rozkaz likwidacji obozu, ponieważ Niemcy przystąpili do pacyfikacji okolicznych wsi.
Dowódcy poszczególnych plutonów wyznaczali żoÅ‚nierzom zadania.
Około godz 9 zostałem wyznaczony i wysłany z kol. Ludwikiem Scigalskim "Koroniatym" na czujkę od południowo-wschodniej strony polany.
Stanowisko obserwacyjne wybraliÅ›my w odlegÅ‚oÅ›ci póÅ‚ km. od polany w kierunku Kobielnika.
Zamaskowani w mÅ‚odnikach miÄ™dzy skaÅ‚ami sÅ‚yszeliÅ›my warkoty karabinów maszynowych ze wszystkich stron. W tej sytuacji postanowiliÅ›my ukryć pod kamieniami wszystkie osobiste dokumenty (których już nigdy nie oglÄ…daliÅ›my).
Szczególne nasilenie strzelaniny sÅ‚yszeliÅ›my na szczycie Lubomierza-Å?ysiny z kierunku obserwatorium astronomicznego - jak siÄ™ później okazaÅ‚o, walczyÅ‚ tam OddziaÅ‚ "Potoka" z Wieliczki.
OkoÅ‚o godz. 11 dostaliÅ›my siÄ™ w ogieÅ„ pocisków, artylerii i moździerzy.
WytworzyÅ‚o siÄ™ piekÅ‚o, Å›cinane i padajÄ…ce drzewa, Å›wist rozrywajÄ…cych siÄ™ granatów i fruwajÄ…ce kamienie doprowadziÅ‚y nas do przerażenia.
Wtuleni pod skałę, osÅ‚upieni i spoceni ze strachu czekaliÅ›my co bÄ™dzie dalej. Echo rozrywajÄ…cych siÄ™ pocisków ogarnęło całą przełęcz miÄ™dzy Kamiennikiem a Å?ysinÄ…, wydawaÅ‚o siÄ™ nam, że jesteÅ›my otoczeni.
Leżeliśmy z karabinami gotowymi do strzału rozglądając się na wszystkie strony.
W pewnym momencie, nawaÅ‚nica ognia skierowana zostaÅ‚a w inny rejon Å?ysiny, nastaÅ‚a wzglÄ™dna cisza. WyÅ‚awialiÅ›my każdy podejrzany trzask gałęzi obserwujÄ…c przedpole i Å›cieżkÄ™ prowadzÄ…cÄ… na polane.
TrwaÅ‚o to może 10 min. W pewnym momencie, w odlegÅ‚oÅ›ci okoÅ‚o 100 m zauważyliÅ›my tyralierÄ™ Niemców strzelajÄ…cych na oÅ›lep w krzaki.
Natychmiast zdecydowaliÅ›my siÄ™ na wycofanie w kierunku miejsca kwatery dowództwa - ku naszemu zdumieniu obóz byÅ‚ zlikwidowany. SpotkaliÅ›my tylko Ludwika Jaworskiego który maskowaÅ‚ skóry zdobyte z garbarni w Dobczycach, oraz pozostawione produkty żywnoÅ›ciowe. Kol. Ludwik Jaworski poinformowaÅ‚ nas, że posterunki patrolowe i czujki zostaÅ‚y Å›ciÄ…gniÄ™te, za wyjÄ…tkiem naszego ponieważ byliÅ›my pod obstrzaÅ‚em a ludzie z oddziaÅ‚u szkoleniowego otrzymali rozkaz powrotu do swoich macierzystych oddziaÅ‚ów.
WokóÅ‚ nas sÅ‚ychać byÅ‚o potężnÄ… strzelaninÄ™ ze wszystkich stron, co nas zdezorientowaÅ‚o o sytuacji w której siÄ™ znajdujemy.
ZdecydowaliÅ›my siÄ™ w trójkÄ™, wycofać siÄ™ w kierunku Kamiennika do d-ctwa Komendy OkrÄ™gu.
Na skutek silnego ognia potÄ™gujÄ…cego siÄ™ echem miÄ™dzy Kamiennikiem a Å?ysinÄ…, w pewnym momencie pogubiliÅ›my siÄ™ - jak siÄ™ później okazaÅ‚o, kol. Jaworski Ludwik zostaÅ‚ raniony w plecy odÅ‚amkiem granatu i kol. Scigalski Ludwik "Koroniaty" wycofaÅ‚ siÄ™ z nim do pobliskiego domu, o czym ja nie wiedziaÅ‚em.
Pozostawiony wÅ‚asnemu losowi, wycofywaÅ‚em siÄ™ w kierunku zabudowaÅ„ gdzie byÅ‚a kwatera Dowództwa Obwodu "KoÅ›cieszy", byÅ‚o to u podnóży "Kamiennika" od strony wsi ZasaÅ„. W zabudowaniach kwatery KO byÅ‚o zamieszanie i popÅ‚och a wokóÅ‚ pracujÄ…cej radiostacji zgrupowani byli oficerowie Komendy. Pierwszemu napotkanemu oficerowi zameldowaÅ‚em o swojej sytuacji - który po wysÅ‚uchaniu mnie, poleciÅ‚ mi dołączyć do pierwszego napotkanego OddziaÅ‚u nacierajÄ…cego na szosÄ™ ZasaÅ„-Glichów i most w Poznachowicach. Przez lornetkÄ™ obserwowaÅ‚em jak na dole drogÄ… z Zasania w kierunku Glichowa jedzie kolumna samochodów niemieckich i atakuje nasze OddziaÅ‚y. Pod osÅ‚onÄ… zwaÅ‚ów kamieni polnych, czoÅ‚gaÅ‚em siÄ™ i podbiegaÅ‚em w kierunku Glichowskiego mostu. GaÅ‚y czas Niemcy jadÄ…cy w kolumnie, samochodowej ostrzeliwali teren z broni maszynowej i granatników a samolot prowadzÄ…cy rozpoznanie terenu krążyÅ‚ nad polami prażąc ogniem po polu gdzie usytuowane byÅ‚y stanowiska naszych OddziaÅ‚ów.
Nasi nie byli mu dÅ‚użni i odwzajemniali siÄ™ ogniem z karabinów maszynowych a nawet z rÄ™cznych, w momentach kiedy pozwoliÅ‚ sobie na zbyt niski lot nad naszymi stanowiskami.
W odlegÅ‚oÅ›ci okoÅ‚o 2 km od mostu w Glichowie, dołączyÅ‚em do pierwszego napotkanego oddziaÅ‚u, który zajmowaÅ‚ stanowiska strzeleckie w zagłębieniu terenu. ZauważyÅ‚em tu kolegów z Wieliczki a miÄ™dzy innymi Kazka Dunikowskiego, Andrzeja GrodziÅ„skiego, Staszka RzepÄ™ i innych. DowodziÅ‚ nimi M. Kurowski "Å?uska" - zrobiÅ‚o mi siÄ™ raźniej, ale nie byÅ‚o czasu na rozmowÄ™. Wtedy wÅ‚aÅ›nie pierwszy raz użyÅ‚em swojego zdobytego karabinu, strzelajÄ…c w kierunku niemieckiej kolumny samochodowej. W zapasie miaÅ‚em okoÅ‚o 30szt naboi, to też nie żaÅ‚owaÅ‚em sobie tej przyjemnoÅ›ci aczkolwiek staraÅ‚em siÄ™ celnie strzelać. Zachód sÅ‚oÅ„ca wskazywaÅ‚, że jest okoÅ‚o godz. 18 - nawet nie zauważyÅ‚em jak OddziaÅ‚ "Potoka" oddaliÅ‚ siÄ™, a ja znalazÅ‚em siÄ™ w Å›ród kol. z innego oddziaÅ‚u. Prawdopodobnie byÅ‚ to oddziaÅ‚ "Lisowszczyków" - nie jestem tego pewny, ponieważ z tego OddziaÅ‚u nikogo nie znaÅ‚em.
W pewnym momencie usłyszeliśmy detonację z okolic mostu w Poznachowicach a za chwilę potężny okrzyk - hura-ra-ra, pomieszany z odgłosami strzelaniny. Wszyscy poderwaliśmy się i krzycząc hura-ra-ra biegliśmy w stronę mostu, strzelając w kierunku wroga.
Huraganowy ogieÅ„ z karabinów maszynowych ze strony niemieckiej, zmusiÅ‚ nas do przycupniÄ™cia do ziemi - a na rozkaz dowódców, poszczególne grupy naszych żoÅ‚nierzy podrywaÅ‚y siÄ™ biegnÄ…c skokami naprzód w kierunku mostu i krzaków potoku ZasaÅ„.
RobiÅ‚a siÄ™ już szarówka jak dotarÅ‚em do potoku. W krzakach roiÅ‚o siÄ™ od naszych, po drugiej stronie potoku widziaÅ‚em na szosie samochody niemieckie, które penetrowali koledzy z różnych oddziaÅ‚ów a dalej w po-lach uciekajÄ…cych Niemców w kierunku CzasÅ‚awia.
PanowaÅ‚ straszny harmider połączony z bezÅ‚adnÄ… strzelaninÄ…. Niemcy pozostawiali niektóre samochody i motocykle, ratujÄ…c siÄ™ ucieczkÄ…. PobiegÅ‚em w kierunku mostu, most byÅ‚ zawalony a w dole sterczaÅ‚a niemiecka tankietka oblężona przez naszych.
Na brzegu potoku zauważyłem p.por. "Słoneczko" wydającego rozkazy, domyśliłem się że są to ludzie z Oddziału "Śmiałego". Dołączyłem do nich pomagając wypychać niemieckie samochody i motocykle.
ByÅ‚o już prawie ciemno i nikogo nie mogÅ‚em rozpoznać, zresztÄ… wszyscy byli tak zmÄ™czeni i umorusani że trudno byÅ‚o rozpoznać nawet bliskich kolegów. PracowaliÅ›my do póÅ‚nocy przy Å›wietle księżyca, wreszcie por. "SÅ‚oneczko" odwoÅ‚aÅ‚ nas kilku od pracy i poleciÅ‚ nam doprowadzić 2-ch jeÅ„ców niemieckich na "melinÄ™" ÅšmiaÅ‚ego pod Grodzisko.
Na kwaterze "ÅšmiaÅ‚ego" jeÅ„ców przekazaliÅ›my sÅ‚użbie wartowniczej a sami zmÄ™czeni i gÅ‚odni, brudni jak "nieboskie stworzenia" - padliÅ›my na boisku w stodole.
Około 4 nad ranem, zostałem obudzony i polecono mi umyć się, oczyścić mundur i zameldować się w izbie gdzie odbywał się sąd polowy nad żandarmami niemieckimi.
Uczyniłem to w ciągu 10-ciu min. i zameldowałem się regulaminowo przed Trybunałem Sądu Wojskowego.
Oficer w randze majora, wskazaÅ‚ na mnie zwrócony do żandarma niemieckiego i powiedziaÅ‚ te sÅ‚owa: "das ist Polnische bandit?" - Niemiec popatrzyÅ‚ na mnie i spuszczajÄ…c gÅ‚owÄ™ powiedziaÅ‚ po niemiecku "ja mam w Rzeszy syna w tym wieku, który jest w wojsku" - kazano mi odejść a rozprawa toczyÅ‚a siÄ™ dalej.
Po wyjściu dowiedziałem się, że żandarm nie chciał przyznać, że walka toczyła się z wojskiem polskim w konspiracji, dlatego prokurator zażądał za reprezentowania jednego z najmłodszych żołnierzy - los padł na mnie.
Rano przebudziÅ‚ mnie ożywiony ruch, za chwilÄ™ miaÅ‚ siÄ™ odbyć wyrok nad żandarmami, wyrok miaÅ‚a wykonać siostra kolegi który zginÄ…Å‚ w walce z Niemcami - wyroku jednak nie wykonaÅ‚a, ponieważ przed oddaniem strzaÅ‚u zemdlaÅ‚a.
W obejÅ›ciu kwatery "ÅšmiaÅ‚ego" aż rojno byÅ‚o od żoÅ‚nierzy z różnych OddziaÅ‚ów. W jednej grupie zauważyÅ‚em swoich kolegów z macierzystego OddziaÅ‚u "Å»óÅ‚wia-DÄ™ba". OkazaÅ‚o siÄ™, że w czasie kiedy wysÅ‚ano nas do OddziaÅ‚u szkoleniowego, w ramach uzupeÅ‚nienia, do OddziaÅ‚u przyjÄ™to kilku nowych kolegów z Wieliczki, miÄ™dzy innymi Lucian Borowiec, Marian Koczy i inni. Dowódca byÅ‚ na naradzie w sztabie, to też dołączyÅ‚em do nich dzielÄ…c siÄ™ swoimi przeżyciami z wczorajszego dnia.
5. Relacja kol. Grabowskiego "Wrzosa" z dnia 22 września 1944r.
Å?Ä…cznik z K.O. przyniósÅ‚ rozkaz aby zlikwidować obóz szkoleniowy. W zwiÄ…zku z tym, po porannym apelu przystÄ…piliÅ›my do rozbierania namiotów i zacierania Å›ladów naszego pobytu na polanie.
Niektórzy kol. wyznaczeni zostali na patrole i czujki, miÄ™dzy innymi KÅ‚os i Koroniaty. OkoÅ‚o godz.9 rozpoczęła siÄ™ strzelanina nÄ… dobre, zdawaÅ‚o siÄ™ że stanowiska niemieckie sÄ… tuż, tuż. RozrywajÄ…ce siÄ™ pociski nad naszymi gÅ‚owami dawaÅ‚y znać, żej sprawa jest poważna. Nasilenie ognia nieprzyjaciela wyczuwane byÅ‚o od strony PorÄ™by, ale na szczycie Å?ysiny sÅ‚ychać byÅ‚o warkoty karabinów maszynowych i automatów. Przy Komendzie OddziaÅ‚u Szkoleniowego pozostaÅ‚a pewna grupa ludzi, a my otrzymaliÅ›my rozkaz powrotu do swoich OddziaÅ‚ów. My od Å»óÅ‚wia poszliÅ›my z chÅ‚opakami od ÅšmiaÅ‚ego w kierunku Lipnika. Do Wierzbanowej niemieliÅ›my powrotu ponieważ dowiedzieliÅ›my siÄ™, że od Kasinki nadciÄ…gajÄ… Niemcy. W zwiÄ…zku z tym ustaliliÅ›my, że idziemy pod Grodzisko, na melinÄ™ ÅšmiaÅ‚ego. Przez Lipnik, WiÅ›niowÄ…, dotarliÅ›my do Poznachowic Górnych w godzinach poÅ‚udniowych. OddziaÅ‚ ÅšmiaÅ‚ego byÅ‚ zamaskowany w gotowoÅ›ci bojowej. ZameldowaliÅ›my siÄ™ u por. "SÅ‚oneczko", który swoich ludzi przyjÄ…Å‚, a nam kazaÅ‚ czekać na wiadomość gdzie znajduje siÄ™ oddziaÅ‚ "DÄ™ba". CaÅ‚y czas pracowaÅ‚a radiostacja i utrzymywana byÅ‚a łączność z KomendÄ… Obwodu. OkoÅ‚o godz. 16 por. "SÅ‚oneczko" zebraÅ‚ wszystkich żoÅ‚nierzy i wyruszyliÅ›my na obstawienie szosy miÄ™dzy Glichowem a CzasÅ‚awiem. ZajÄ™liÅ›my stanowiska w krzakach potoku Krzyworzeka, część ludzi z por. "SÅ‚oneczko" udaÅ‚a siÄ™ korytem potoku w kierunku mostu w Glichowie, a my podczoÅ‚galiÅ›my siÄ™ jak najbliżej szosy i pilnowaliÅ›my aby Niemcy nie przedarli siÄ™ do Dobczyc. OkoÅ‚o godz.18 trzy samochody niemieckie przedarÅ‚y siÄ™ szosÄ… do Dobczyc, strzelaliÅ›my do nich, ale bez skutku.
Na swoich stanowiskach trwaliÅ›my do póÅ‚nocy, później wróciliÅ›my na melinÄ™ ÅšmiaÅ‚ego i tu dołączyÅ‚em do swoich.
Po powrocie d-cy naszego Oddziału z narady, zameldowałem mu o swojej sytuacji, a On polecił mi pozostać w Oddziale.
W ciÄ…gu dnia "byÅ‚o ostre pogotowie a patrole z różnych, oddziaÅ‚ów przeszukiwaÅ‚y teren wczorajszej walki. W tym wÅ‚aÅ›nie dniu tj. 13 wrzeÅ›nia I944r. zginÄ…Å‚ w CzasÅ‚awiu od kuli zaczajonego żandarma nasz starszy kolega z Wieliczki StanisÅ‚aw Lassler "Kania". W Oddziale zapanowaÅ‚o przygnÄ™bienie i smutek. Wieczorem opuÅ›ciliÅ›my kwaterÄ™ ÅšmiaÅ‚ ego, udajÄ…c siÄ™ na "melinÄ™" w Gruzowie. W czasie przemarszu zdarzyÅ‚a siÄ™ zabawna historia, której auto-rem byÅ‚ Lucian Borowiec ps. "Dedo".
Maszerowaliśmy wzdłuż potoku w kierunku Raciechowic zachowując szyk ubezpieczeniowy i pełną gotowość bojową. Lucek Borowiec zdrzemnął się w czasie marszu (nie spał dwie noce) i w pewnym momencie trzymając ręce w tyle na kolbie karabinu, nieświadomie pociągnął za język spustowy - potężny huk w ciszy nocnej odruchowo cisnął nas wszystkich na ziemię. Przez chwilę leżeliśmy w krzakach nie wiedząc co się stało, nadsłuchiwaliśmy skąd padł strzał i skąd należy się spodziewać dal-szych, byliśmy pewni że to zasadzka i tuliliśmy się szczelnie do ziemi -a tu głos "o cholera, dymi mi się z rury".
Wszyscy jak nas było około dwudziestu, poderwaliśmy się i z biciem serca biegliśmy w stronę usłyszanego głosu - wymyślając mu cieszyliśmy się, że to tylko przypadek, a nie zasadzka.
GÅ‚upio byÅ‚o naszemu koledze, w czasie dalszego marszu gÄ™sto siÄ™ przed nami tÅ‚umaczyÅ‚. Na drugi dzieÅ„ stanÄ…Å‚ do raportu u dowódcy i otrzymaÅ‚ jakÄ…Å› tam karÄ™ (nie pamiÄ™tam już jakÄ…) - wypeÅ‚niÅ‚ jÄ… dokÅ‚adnie, byÅ‚ on żoÅ‚nierzem bardzo zdyscyplinowanym i obowiÄ…zkowym, pochodziÅ‚ z rodziny wojskowej - ojciec Jego byÅ‚ zawodowym oficerem, za przynależność do ZWZ zgiÄ…Å‚ w OÅ›wiÄ™cimiu w roku 1940.
W czasie postoju w Gruszowie, przeczekaliśmy pacyfikację Lipnika i
Wiśniowej. Tego ponurego zajścia nie będę komentował - odwołuję się
do książki p. Banacha "Nastały Krwawe Dni".
W tym okresie odbył się pogrzeb naszego kolegi Stanisława Lasslera "Kani", jednak z uwagi na ostre pogotowie w oddziałach nie mogliśmy wszyscy wziąść w nim udziału.
Pogrzeb odbyÅ‚ siÄ™ na Grodzisku - przy trumnie wygÅ‚osiÅ‚ mowÄ™ Dowódca OddziaÅ‚u "Å»óÅ‚w" Franciszek Mróz, której treść przytaczam poniżej.
"Podchorąży StanisÅ‚aw Lassler pseudonim KANIA dowódca oddziaÅ‚u partyzanckiego polegÅ‚ na polu chwaÅ‚y w Å›miertelnym boju z potworem krzyżackim dnia 13.09.1944r. WalczÄ…c na czele swojego oddziaÅ‚u padÅ‚ Å›mierciÄ… bohatera na polach wsi CzasÅ‚aw, koÅ‚o Dobczyc w fatalny dzieÅ„ 13 wrzeÅ›nia 1944r. ByÅ‚ to nastÄ™pny dzieÅ„ po rozbiciu batalionu niemieckiej żandarmerii koÅ‚o Lipnika. W tym dniu oddziaÅ‚y Armii Krajowej likwidowaÅ‚y ostatki rozbitych Niemców. W tych okolicznoÅ›ciach oddziaÅ‚ nasz natknÄ…Å‚ siÄ™ na zasadzkÄ™ niemieckÄ… i po zranieniu mnie, dowództwo objÄ…Å‚ podchorąży Kania. Kiedy jeszcze z oddziaÅ‚u polskiego padÅ‚o dwóch żoÅ‚nierzy -podchorąży KANIA oszczÄ™dzajÄ…c żoÅ‚nierzy - sam uzbrojony w granaty i broÅ„ krótkÄ…, rwaÅ‚ siÄ™ na ukrytego Niemca i w chwili gdy w krzyżaka rzuciÅ‚ granatem, ten Å›miertelnymi pociskami odebraÅ‚ mu życie, a sam padÅ‚ rozszarpany przez polski granat.
PolegÅ‚y podchorąży KANIA - dzielny Towarzyszu broni, bohaterski Dowódco
- mÅ›ciÅ‚eÅ› krzywdy Narodu Polskiego - mÅ›ciÅ‚eÅ› pomordowanych rodaków - mÅ›ciÅ‚eÅ› palonych w obozach Å›mierci, mÅ›ciÅ‚eÅ› Å›mierć zamÄ™czonej Matki swej i Ojca - i tortury uwiÄ™zionej siostry. I kiedy na drodze zemsty swej znaczyć miaÅ‚ na rÄ™kojeÅ›ci swego pistoletu 30 kreskÄ™ - a każda poprzednia oznaczaÅ‚a zabitego Niemca - syt zemsty odszedÅ‚eÅ› przed tron Wiekiego Boga, aby tam skargÄ™ zÅ‚ożyć w imieniu umÄ™czonego Narodu Polskiego.
Panie Podchorąży, poszedÅ‚eÅ› w bój! - czy dla zaszczytów i orderów? -nie! - Nie poszedÅ‚eÅ› dla kariery i sÅ‚awy - poszedÅ‚eÅ› w bój, Å›ladem rycerzy z pod Grunwaldu, by walczyć za naród caÅ‚y ze Å›miertelnym wrogiem, który zniszczyć nasz naród postanowiÅ‚ w swych planach. ZÅ‚ożyÅ‚eÅ› w ofierze wszystko co najdroższe, RodzinÄ™ swojÄ… i mÅ‚ode życie swoje - aleÅ› powinność Polaka wykonaÅ‚ - i za to dziÅ› skÅ‚adamy Ci najgłębszy hoÅ‚d.
Będziesz przykładem bohaterstwa dla młodzieży, a dla nas wzorem Żołnierza i Obywatela".
Żegnamy Cię dziś w mogile żołnierską piosenką:
Spij Kolego w ciemnym grobie, Niech się Polska przyśni Tobie, A pamięci Twojej po wieczne czasy CZEŚĆ !
WokóÅ‚ osobowoÅ›ci St. Lasslera "Kani" wytworzyÅ‚a siÄ™ opinia wÅ›ród miejscowej ludnoÅ›ci i OddziaÅ‚ów terenowych jak również wÅ›ród żoÅ‚nierzy poszczególnych OddziaÅ‚ów naszego zgrupowania, że byÅ‚ to żoÅ‚nierz od-ważny, patriotyczny, dobry dowódca i dobry kolega.
Na jego temat mogą więcej powiedzieć Jego podkomendni jak np. Edek Wali-szewski "Wiarus", Adam Michalik "Piorun", Władek Milich "Ułan" i inni.
Rejon Skrzynki - KÄ™dzieżynki i Gruszowa, staÅ‚ siÄ™ bardzo niebezpieczny i dalsze przebywanie tak licznego OddziaÅ‚u dowodzonego już przez Jana Pala "DÄ™ba", byÅ‚o nie wskazane i w ramach przegrupowaÅ„, OddziaÅ‚ "DÄ…b" przemieÅ›ciÅ‚ siÄ™ na Lubomierz - Å?ysinÄ™ w rejon spalonego obserwatorium astronomicznego. Wyznaczono nam "melinÄ™" w domach przysióÅ‚ka. "Parelówka - Burdelówka". Oprócz naszego oddziaÅ‚u, zgrupowane tam byÅ‚y oddziaÅ‚y "ÅšmiaÅ‚y, "Buk", i o ile pamiÄ™tam kilka dni kwaterowali ludzie "Potoka" oraz dowództwo Komendy Obwodu. Wydaje mi siÄ™, że w tym okresie mjr. "Kleofas" przejÄ…Å‚ dowództwo Komendy Obwodu od "KoÅ›cieszy".
Zadaniem zgrupowanych, tam oddziaÅ‚ów, byÅ‚o na zmianÄ™ ochrona Komendy i wykonywanie zadaÅ„ wyznaczonych przez DowódcÄ™ Komendy Obwodu.
Prawie przez dwa miesiÄ…ce (październik, listopad) przywiÄ…zani byliÅ›my do Komendy Obwodu w rejonie WÄ™glówki, Lubomira i Å?ysiny. ByÅ‚ to okres kiedy spadÅ‚ duży Å›nieg i poruszanie siÄ™ w terenie byÅ‚o uciążliwe, to też niektórzy koledzy poprzywozili sobie z domu narty, które byÅ‚y bardzo przydatne do patrolowania terenu i innych zadaÅ„. W okresie tych dwóch miesiÄ™cy, zdarzyÅ‚o siÄ™ sporo ciekawych zajść. Niektóre z nich pamiÄ™tam i postaram siÄ™ o nich napisać.
Pewnego popoÅ‚udnia peÅ‚niÄ…c funkcjÄ™ sÅ‚użbowego, otrzymaÅ‚em polecenie od chor. Galowitza "Olszy", wskazania miejsca kwatery Komendy Obw. grupie ludzi której przewodniczyÅ‚ kpt. "Koral "MieczysÅ‚aw CieÅ›lik Krakowskiego OkrÄ™gu Armii Krajowej.
Oprócz kpt. "Korala" byli również ludzie z Wieliczki których dobrze znaÅ‚em a to: Kazimierz Jarosz, MieczysÅ‚aw Batko ps. "Szarotka", Tadeusz Grochal ps. "Basza" i Londek WÄ…sowicz ps. "Kulka".
Po drodze dowiedziaÅ‚em siÄ™, że odbÄ™dzie siÄ™ rozprawa SÄ…du Wojskowego nad konfidentem na rzecz "gestapo" który pochodzi z Wieliczki. W izbie kwatery Komendy, trwaÅ‚y przygotowania i kompletacja TrybunaÅ‚u Wojskowego. Konfident uwiÄ™ziony byÅ‚ w piwnicy strzeżonej przez wartowników - widziaÅ‚em go przez kraty i rzeczywiÅ›cie byÅ‚ to czÅ‚owiek z Wieliczki którego znaÅ‚em.
Oskarżonemu udowodniono dziaÅ‚alność szpiegowskÄ… na korzyść "gestapo". DowiedziaÅ‚em siÄ™, że znaleziono przy nim mapkÄ™ powiatu myÅ›lenickiego na której naniesione byÅ‚y wsie w których kwaterowaÅ‚y oddziaÅ‚y partyzanckie. MapkÄ™ miaÅ‚ ukrytÄ… w obcasie buta - wyrok byÅ‚ jednoznaczny kara Å›mierci.
AtrakcjÄ… dla naszych oddziaÅ‚ów byÅ‚ fakt przypadkowego przejÄ™cia zrzutu broni i amunicji dla oddziaÅ‚ów radzieckich. Nie jestem tego pewny, ale prawdopodobnie zrzut przechwycony byÅ‚ na Å?ysinie, przez ludzi z OddziaÅ‚u "Buka" albo "ÅšmiaÅ‚ego". W tej sprawie przez kilka dni trwaÅ‚y pertraktacje Dowództwa OddziaÅ‚ów radzieckich z naszym dowództwem Komendy Obwodu.
W konsekwencji jednak, pojemniki z broniÄ… i amunicjÄ… zostaÅ‚y zwrócone partyzantom radzieckim z Turbacza, niemniej jednak w naszych OddziaÅ‚ach pojawiÅ‚a siÄ™ broÅ„ radziecka - samozaradki, pepesze i amunicja. MieliÅ›my również w tym okresie zatargi z radzieckim oddziaÅ‚em partyzanckim na tle rabunkowym miejscowej ludnoÅ›ci z WÄ™glówki. Do Komendy Obwodu doniesiono, że partyzanci radzieccy zagrabili gospodarzowi z mieszkania buty i barana (w tych czasach, byÅ‚ to dobytek dość znaczny). DziaÅ‚o siÄ™ to wieczorem w okresie kiedy spadÅ‚ duży Å›nieg i pola oraz drogi zasypane byÅ‚y gruba,, warstwÄ… Å›niegu.
Na polecenie K.O. wyznaczono dwa oddziały patrolowe, celem odszukania i odebrania zrabowanych rzeczy gospodarzowi.
Jeden oddział patrolowy wyznaczony był z grupy "Śmiałego" a drugi z naszego Oddziału "Dąb".
Po Å›ladach krwi z barana, ustalono kierunek przemarszu oddziaÅ‚u radzieckiego a ludzie z terenówki okreÅ›lili domy w których nocujÄ… partyzanci radzieccy.
W tej sytuacji dowódcy oddziaÅ‚ów patrolowych ustalili, że o póÅ‚nocy rozpoczniemy akcjÄ™ na wyznaczony cel.
DowódcÄ… naszego patrolu byÅ‚ ZdzisÅ‚aw Stojek ps. "Å»bik" albo Edward Morawski "Zielonka" - dokÅ‚adnie nie pamiÄ™tam.
Oprócz wyżej wymienionych w naszym patrolu brali udziaÅ‚: WÅ‚adysÅ‚aw Milich ps. "UÅ‚an", Ferdynand Grabowski ps. "Wrzos", Ludwik Scigalski ps. "Koroniaty" ps. Krakus nazwiska nie znam, Tadeusz Piotrowski ps. "KÅ‚os", Zygmunt Batko ps. "Zielony", Lucian Borowiec ps. "Dedo".
PrzedsiÄ™wziÄ™cie należaÅ‚o przeprowadzić ostrożnie, aby nie doszÅ‚o do strzelaniny. Partyzanci radzieccy rozlokowani byli w dwóch domach, ustalono że pierwszy dom otoczony zostanie przez nasz OddziaÅ‚ a drugi przez ludzi z OddziaÅ‚u ÅšmiaÅ‚ego.
Do akcji przystÄ…piliÅ›my w ustalonym czasie, podchodzÄ…c na bezpieczna odlegÅ‚ość od domów zlokalizowanych na poÅ‚udniowym zachodzie od koÅ›cioÅ‚a w WÄ™glówce.
Dość duży Å›wieży Å›nieg wyciszaÅ‚ odgÅ‚osy naszych oddziaÅ‚ów maszerujÄ…cych do wyznaczonego celu. Wyznaczeni ludzie podeszli pod dom, celem rozpoznania sytuacji. OkazaÅ‚o siÄ™, że z izby sÅ‚ychać chrapanie a caÅ‚y dom pogrążony byÅ‚ w ciszy. Ustalony zostaÅ‚ scenariusz akcji rozbrojenia partyzantów radzieckich. CzoÅ‚ówka naszego patrolu lekko zastukaÅ‚a do drzwi, które po chwili otworzyÅ‚y siÄ™ a "gazda" wskazaÅ‚ izbÄ™ w której Å›piÄ… partyzanci. Pierwsi do izby wpadli z automatami "Zielonka" Edw. Morawski i "Å»bik" Zdz. Stojek oraz "UÅ‚an" z rkmem. W peÅ‚nym zaskoczeniu oÅ›lepili latarkami Å›piÄ…cych. Nie byÅ‚o sprzeciwu, prawie wszyscy usiedli na posÅ‚aniu podnoszÄ…c rÄ™ce do góry. Jeden próbowaÅ‚ siÄ™gnąć po broÅ„ i natychmiast zostaÅ‚ przyduszony rkmmem przez "UÅ‚ana" WÅ‚. Milicha. W tej sytuacji inicjatywa byÅ‚a w naszych rÄ™kach i natychmiast pozbieraliÅ›my broÅ„ wiszÄ…cÄ…, na Å›cianach oraz każdego dokÅ‚adnie przeszukaliÅ›my, zabierajÄ…c broÅ„ krótkÄ… i amunicjÄ™. ZabraliÅ›my również radiostacjÄ™ którÄ… obsÅ‚ugiwaÅ‚a kobieta. Dowódca naszego patrolu wyjaÅ›niÅ‚ im dlaczego zostali rozbrojeni i wezwaÅ‚ ich do ubrania siÄ™, bo muszÄ… iść razem z nami do Komendy Obwodu Armii Krajowej. Po pewnej wymianie zdaÅ„, wszyscy zebrali siÄ™ i razem opuÅ›ciliÅ›my dom. DołączyliÅ›my do patrolu "ÅšmiaÅ‚ego" który również zakoÅ„czyÅ‚ swoje zada-nie, prowadzÄ…c grupÄ™ rozbrojonych partyzantów radzieckich. DźwigajÄ…c odebranÄ… broÅ„, amunicjÄ™ i radiostacjÄ™, prawie rano dotarliÅ›my do Komendy.
Raport z przebiegu akcji zÅ‚ożyli dowódcy, stawiajÄ…c do dyspozycji sztabu broÅ„ i partyzantów radzieckich.
Po upływie około 2 godz. do aresztowanych wyszedł Komendant "Kościesza" i udzielił im nagany za okradanie miejscowej ludności. Wysłuchał ich wyjaśnień, nam nakazał oddać broń i amunicję oraz wszystkie zabrane przedmioty i kazał ich zwolnić.
Byli to partyzanci prawdopodobnie z Turbacza, co potwierdzili koledzy którzy odprowadzili ich do wsi.
Warunki zimowe nie sprzyjały do utrzymywania czystości i higieny. Brak możliwości uprania i wysuszenia bielizny osobistej oraz konieczność nocowania w przepoconej odzieży na stroconej słomie, lub sianie, doprowadził do zawszenia wszystkiego i wszystkich.
W tej sytuacji, każdy na własną rękę starał się doprowadzić do porządku. Z kolegami z Wieliczki otrzymaliśmy przepustki do domu aby pozbyć się tego nieprzyjemnego towarzystwa.
Po dwóch dniach wróciliÅ›my do OddziaÅ‚u i powiadomiono nas, że mamy parÄ™ godzin na odpoczynek a po obiedzie mamy siÄ™ zameldować w Komendzie Obwodu gdzie czeka na nas chor. Edward Galowitz ps. "Olsza". Zgodnie z rozkazem zameldowaliÅ›my siÄ™ w: Komendzie po poÅ‚udniu, o ile pamiÄ™tam dnia 27 albo 28 listopada 1944r.
Chorąży "Olsza" poinformowaÅ‚ nas, że od tej chwili jest naszym dowódcÄ… i przedstawiÅ‚ nam plan zadania jaki mamy do wykonania z rozkazu K.O. ChodziÅ‚o o konwojowanie furmanki zaÅ‚adowanej różnymi paczkami, skrzynkami i workami których zawartość znana byÅ‚a tylko dowódcy. Trasa konwoju przebiegać miaÅ‚a przez Å?ysinÄ™, Pcim do Zawadki na górze KotuÅ„. W skÅ‚ad drużyny konwojujÄ…cej, wchodzili kol.kol.: d-ca Edward Galowitz ps. "Olsza", WÅ‚adysÅ‚aw Milich ps. "UÅ‚an", Zygmunt Batko ps. "Zielony", Ferdynand Grabowski ps. "Wrzos", Tadeusz Piotrowski PS. "KÅ‚os", Lucjan Borowiec ps. "Dedo", Ludwik Scigalski ps. "Koroniaty, PS. "Krakus" albo "Krakowiak" zdaje mi siÄ™ że nazywaÅ‚ siÄ™ StanisÅ‚aw GawÄ™da, woźnica wÅ‚aÅ›ciciel furmanki i konia pochodziÅ‚ z WÄ™glówki.
0 ile pamiÄ™tam byÅ‚o nas dziewiÄ™ciu, a może dwunastu. Wyszczególnionych kolegów na pewno pamiÄ™tam. WyruszyliÅ›my o zmierzchu w kierunku Å?ysiny, przy zachowaniu regulaminu. Dowódca rozstawiÅ‚ straż przedniÄ…, łącznika, straż tylniÄ… a sam przy ubezpieczeniu karabinu maszynowego, szedÅ‚ przy furmance.
Tak rozstawione straże, zachowane były do zakończenia wyznaczonego zadania.
Był lekki przymrozek, ale bez śniegu. Droga, a właściwie bezdroża
prowadziły przez las i wyboiste przełomy skalne. W tych warunkach byliśmy zmuszeni pchać, podnosić a nawet przenosić ładunek furmanki.
Do Raby dotarliÅ›my okoÅ‚o póÅ‚nocy. Zamaskowani czekaliÅ›my na patrol z terenówki, który miaÅ‚ nas przeprowadzić przez RabÄ™ i szosÄ™ zakopiaÅ„skÄ…. W tym dniu jak maÅ‚o kiedy szosa zakopiaÅ„ska patrolowana byÅ‚a przez żandarmeriÄ™ i wojsko niemieckie, nie byÅ‚o wiÄ™c możliwoÅ›ci bezpiecznego przejÅ›cia tej nocy na drugÄ… stronÄ™ szosy i Raby.
Następny dzień przeczekaliśmy przy wzmożonej czujności i około 11 godziny w nocy przeszliśmy przez Rabę i szosę zakopiańską w Pcimiu, obierając kierunek marszu na Kotoń - Zawadkę.
Przy pomocy ludzi z terenówki, prawie przez 3 km pchaliÅ›my pod stromiznÄ™ furmankÄ™ z Å‚adunkiem (wÅ‚aÅ›ciwie przenosiliÅ›my jÄ…) i okoÅ‚o 2 w nocy dotarliÅ›my do Zawadki na kwaterÄ™ dowództwa K.O. mieszczÄ…cej siÄ™ w domach koÅ‚o szkoÅ‚y.
DowiedzieliÅ›my siÄ™, że Å‚adunek który konwojowaliÅ›my zawieraÅ‚ bardzo ważnÄ… i tajnÄ…, dokumentacjÄ™ Komendy Obwodu oraz radiostacjÄ™ i sprzÄ™t łącznoÅ›ciowy, jak również druki i maszyny do pisania.
CaÅ‚ość przenieÅ›liÅ›my do wskazanych pomieszczeÅ„, który przejÄ™ty zostaÅ‚ przez oficerów sztabowych, o ile pamiÄ™tam byli to por. "Ornano" nazwiska nie znam i mjr. "Kleofas" również nazwiska nie znam.
ZmÄ™czeni i wybrudzeni padliÅ›my na siano w wyznaczonej stodole.OkoÅ‚o 4-5 rano, poderwaÅ‚y nas ze snu zmasowane strzaÅ‚y z karabinów maszynowych i automatów. Za chwilÄ™ wpadÅ‚ do stodoÅ‚y jakiÅ› oficer ze sztabu i poleciÅ‚ nam natychmiast zaÅ‚adować na furmankÄ™ to co przed trzema godzinami przywieźliÅ›my.
WypadliÅ›my na drogÄ™, gdzie Komendant "KoÅ›ciesza" i Jego "Pani" a także jeszcze kilku oficerów dreptali na koniach, dyskutujÄ…c miÄ™dzy sobÄ….
Rozespani nie wiedzieliÅ›my co siÄ™ dzieje, byÅ‚a gÄ™sta mgÅ‚a i strzaÅ‚y z automatów i innej broni, wydawaÅ‚y nam siÄ™ tuż, tuż.
Jak siÄ™ później okazaÅ‚o, walczyÅ‚y już z Niemcami oddziaÅ‚y zgrupowania "Å»elbet".
Furmanka podjechała pod dom gdzie złożyliśmy ładunek a chor. "Olsza" rozkazał nam natychmiast go załadować, za moment byliśmy gotowi do wymarszu.
W Å›ród oficerów daÅ‚ siÄ™ zauważyć niepokój i brak decyzji co do usta-lenia kierunku wymarszu naszego "konwoju".
W pewnym momencie, podjechaÅ‚ na koniu rtm. "Dzik" nazwiska nie znam, i z mapÄ… w rÄ™ku wskazaÅ‚ naszemu dowódcy kierunek odwrotu naszego oddziaÅ‚u.
PamiÄ™tam jak dziÅ› - chor. "Olsza" przeszedÅ‚ wzdÅ‚uż naszej grupy, każdemu siÄ™ przyglÄ…dnÄ…Å‚ i wydaÅ‚ rozkaz wymarszu na póÅ‚nocny-zachód od strony Zawadki, zachowujÄ…c poprzedni szyk marszu, byÅ‚o to miÄ™dzy godz. 6-7 rano. W odgÅ‚osach strzelaniny od strony poÅ‚udniowo-zachodniej, kiedy gÄ™sta mgÅ‚a utrudniaÅ‚a nam łączność miÄ™dzy sobÄ…, w peÅ‚nym napiÄ™ciu z broniÄ… gotowÄ… do strzaÅ‚u, maszerowaliÅ›my zgodnie z wydanym rozkazem.
Nad ubezpieczeniem furmanki z cennym Å‚adunkiem czuwaÅ‚ z karabinem maszynowym "UÅ‚an" WÅ‚. Milich, który szedÅ‚ obok d-cy.
Polna droga ze wsi prowadziÅ‚a do lasu, z prawej strony byÅ‚ wÄ…wóz przez który pÅ‚ynÄ…Å‚ potok, a z lewej pola.
Po przejÅ›ciu okoÅ‚o 1 km. weszliÅ›my do lasu, po przejÅ›ciu okoÅ‚o póÅ‚ km, przednia czujka daÅ‚a znać, że z doÅ‚u sÅ‚ychać jakieÅ› odgÅ‚osy rozmowy.
Wszyscy zatrzymaliśmy się, wyławiając szmery odmienne od spadających mokrych liści.
RzeczywiÅ›cie usÅ‚yszeliÅ›my odgÅ‚osy rozmów i trzask Å‚amanych gałęzi przez idÄ…cych ludzi. W celu bliższego rozpoznania, d-ca wysÅ‚aÅ‚ "Zielonego", "Koroniatego" i "Krakowiaka" na rozpoznanie, a my staliÅ›my w milczeniu, czekajÄ…c na rozkazy.
W pewnym momencie usÅ‚yszeliÅ›my z doÅ‚u doniosÅ‚y gÅ‚os "Zielonego" - Stój!
Kto idzie! - odpowiedziano mu, że idzie oddział partyzancki.
GÅ‚os odpowiadajÄ…cego byÅ‚ zaciÄ…gajÄ…cy i wzbudzaÅ‚ podejrzenie "Zielonego" który ponownie krzyknÄ…Å‚ wezwanie o podanie hasÅ‚a i nazwy oddziaÅ‚u.
W odpowiedzi posypaÅ‚a siÄ™ seria strzaÅ‚ów z automatu, nasza trójka zrobiÅ‚a to samo, wycofujÄ…c siÄ™ w naszym kierunku.
Dowódca wydaÅ‚ rozkaz zajÄ™cia stanowisk strzeleckich i po dwóch rozmieÅ›ciÅ‚ nas miÄ™dzy drzewami w kierunku spodziewanego ataku, od strony wsi Trzebunia. MieliÅ›my dogodne stanowiska strzeleckie ponieważ konfiguracja terenu byÅ‚a dla nas korzystna i dawaÅ‚a możliwość do skonaÅ‚ ego wglÄ…du na przedpole i przyjÄ™cia ataku z doÅ‚u.
Stanowisko strzeleckie wyznaczone dla mnie i dla Fred. Grabowskiego "Wrzosa" usytuowane byÅ‚o nad brzegiem urwiska, przy pokaźnych rozmiarów jodle o Å›rednicy okoÅ‚o 80 cm.
Pod jej osÅ‚onÄ…, po jednej i po drugiej stronie leżeliÅ›my w pozycji strzeleckiej a caÅ‚y czas prażono do nas z automatów na oÅ›lep, ponieważ byliÅ›my dobrze zamaskowani.
Doszliśmy do wniosku, że jest to niewielka grupa ludzi, w związku z czym należy strzelać do widocznego celu. Trwało to może 15-20 min.
mgła zaczęła opadać i pomiędzy drzewami pojawiły się promyki słońca.
Nasza widoczność staÅ‚a siÄ™ lepsza. Na dole zauważyliÅ›my przeskoki ludzi od drzewa do drzewa, byÅ‚ to dla nas cel i pojedynczo go wykorzystaliÅ›my. W pewnym momencie, byÅ‚o to okoÅ‚o godz. 9, ogieÅ„ z doÅ‚u spotÄ™gowaÅ‚ siÄ™ i oprócz automatów, rozpoznaliÅ›my strzaÅ‚y z karabinów maszynowych i moździerzy. RozgorzaÅ‚a walka na caÅ‚ego - las stawaÅ‚ siÄ™ coraz przejrzystszy, zauważyliÅ›my jak z doÅ‚u podciÄ…ga tyraliera uzbrojonego
"po zęby" wojska niemieckiego, a za nią druga linia z moździerzami, karabinami maszynowymi i innym sprzętem.
OdlegÅ‚ość miÄ™dzy wojskiem niemieckim a naszymi stanowiskami byÅ‚a niewiÄ™ksza jak 200 - 300 m - nie byÅ‚o żartów. OglÄ…dnÄ…Å‚em siÄ™ do tyÅ‚u i zauważyÅ‚em palÄ…cÄ… siÄ™ furmankÄ™. OkazaÅ‚o siÄ™ że d-ca widzÄ…c przewagÄ™ wroga, kazaÅ‚ zniszczyć wszystko co mogÅ‚oby wpaść w jego rÄ™ce - w tej sytuacji decyzja byÅ‚a trafna, bo za parÄ™ minut Niemcy tam byli.
Z prawej naszej flanki "UÅ‚an" WÅ‚. Milich, prażyÅ‚ po wrogu z karabinu maszynowego, a my z automatów i karabinów. Nie szczÄ™dziliÅ›my już amunicji.
Był to moment, że Niemcy zatrzymali się i szukali dogodnych, dla siebie stanowisk.
Moje i Fred. Grabowskiego stanowisko, było tak obstrzelane, że na wysokości 1 m kora osłaniającej nas jodły była zdarta do białego drewna.
Niemcy byli w trudnej sytuacji, ale my w beznadziejnej. Chwilami nawałnica ognia była tak duża, że nie można było złożyć się do strzału.
Wybuch pocisków z moździerzy dezorientowaÅ‚ nas - miÄ™dzy nogami naszego stanowiska wbiÅ‚ siÄ™ pocisk w mech i z przerażeniem obserwowaliÅ›my jego skrzydeÅ‚ka - byÅ‚ niewypaÅ‚em. Na nasze szczęście takich niewypaÅ‚ów byÅ‚o wiÄ™cej.
W pewnym momencie składając się do strzału, poczułem jak by mnie ktoś uderzył drągiem w prawe przedramię, ręka mi opadła a na zamek karabinu polała się krew - krzyknąłem do "Wrzosa" Fredek jestem ranny! natychmiast przy mnie zalazł się d-ca "Olsza" i odciągnęli mnie do tyłu w gęsty młodnik.
Chorąży Galowitz ps. "Olsza" krzyknÄ…, do kolegów aby wzmocnili ogieÅ„, a sam zerwaÅ‚ ze mnie kawaÅ‚ rÄ™kawa od koszuli i zacisnÄ…Å‚ wÄ™zeÅ‚ powyżej rany, aby zahamować buchajÄ…cÄ… krew.
Rana okazała się bardzo groźna, ponieważ pocisk "dum - dum'' uszkodził tętnice i kość przedramienia.
W czasie opatrunku straciłem przytomność i odzyskałem ją dopiero po południu, w momencie kiedy z pola walki zabierali mnie miejscowi ludzie. W młodniku nieprzytomny przeleżałem około 4-5 godz. - trawiła mnie gorączka, a ręka była tak spuchnięta i sina, że nie mogłem jej podźwignąć drugą ręką.
Wzorowa postawa d-cy Edw. Galowitza i mojego kolegi Fredka Grabowskiego, w czasie druzgocÄ…cego natarcia wroga na nasze stanowiska, uratowaÅ‚a mi życie. Można powiedzieć, że opatrzność Boska czuwaÅ‚a nad nami, wynika to z relacji kol. Grabowskiego, którÄ… poniżej przytaczam. To, że nie zostaÅ‚em pod "!trawka." na Kotoniu zawdziÄ™czam również starszej miejscowej kobiecie, która posÅ‚aÅ‚a swego syna, aby mnie z krzaków przeniósÅ‚ do "ziemianki" w której schronili siÄ™, ponieważ dom i caÅ‚e gospodarstwo spalili im Niemcy.
Relacja kolegi Ferd. Grabowskiego "Wrzosa"
Walka naszych oddziaÅ‚ów na Kotuniu i w Zawadce byÅ‚a bardzo trudna i ciężka. Już we wczesnych godzinach przed Å›witem, Niemcy napadli na oddziaÅ‚y "Å»elbetu". My w tym czasie mogliÅ›my siÄ™ pozbierać i przygotować do ataku. Niemców byÅ‚a siÅ‚a wielokrotnie przewyższajÄ…ca nasze wojsko. Jako pierwsi atakowali żoÅ‚nierze "SS Galizien" - byli to UkraiÅ„cy którym Hitler obiecaÅ‚ wolnÄ… UkrainÄ™. W nastÄ™pnej linii szÅ‚y oddziaÅ‚y SS, Å»andarmeria okrÄ™gu krakowskiego i Wermacht.
Ze wsi wycofywaliÅ›my siÄ™ drogÄ… leÅ›nÄ… szczytami Kotonia i przylegÅ‚ych gór w kierunku póÅ‚nocno - zachodnim. Las byÅ‚ rzadki, przeważaÅ‚y grube stare Å›wierki. Podszycie lasu byÅ‚o gÄ™ste, maliny, ostrężyny i inne drobne krzewy sprzyjaÅ‚y nam w zamaskowaniu.
Ja z "KÅ‚osem" Tadkiem Piotrowskim zajÄ™liÅ›my dobre stanowisko koÅ‚o starego Å›wierka, w pobliżu byÅ‚ nasz d-ca chor. "Olsza". OdlegÅ‚ość nasza do pierwszych oddziaÅ‚ów "SS-Galitzien" byÅ‚a niewielka okoÅ‚o 100 może wiÄ™cej metrów. Walka rozgorzaÅ‚a na caÅ‚ego, liczebność Niemców byÅ‚a bardzo wielka, jak również ich uzbrojenie cięższe i rozmaite.
Po wstrzymaniu pierwszego ataku, nastÄ™powaÅ‚y nastÄ™pne coraz wiÄ™cej agresywne. My strzelaliÅ›my maÅ‚o ale celnie, trudno powiedzieć ilu wrogów zostaÅ‚o zabitych czy rannych, ale byÅ‚o tego sporo.
W pewnej chwili "KÅ‚os" odezwaÅ‚ siÄ™ "jestem ranny". Ja podaÅ‚em tÄ… wiadomość "Olszy". OdciÄ…gnÄ™liÅ›my Tadka o parÄ™ metrów w zaroÅ›la w kier. póÅ‚nocnym. KÅ‚os trzymaÅ‚ w lewej rÄ™ce swój k.b.k. prawie caÅ‚y zakrwawiony a zamek byÅ‚ caÅ‚y zalany krwiÄ…. Nie mieliÅ›my opatrunków, Olsza zerwaÅ‚ z Tadka koszulÄ™, zrobiÅ‚ opatrunek, ale wszystko przemakaÅ‚o krwiÄ…. KÅ‚os a wÅ‚aÅ›ciwie jego rÄ™ka bardzo krwawiÅ‚a.
W tej sytuacji wycofaliÅ›my siÄ™ jeszcze o parÄ™ metrów i to uratowaÅ‚o naszÄ… trójkÄ™, gdyż Niemcy zrobili "hura" a my w gÄ™stwinie: widzieliÅ›my dokÅ‚adnie w odlegÅ‚oÅ›ci 3 m buty przelatujÄ…cych Niemców.
KÅ‚os na skutek upÅ‚ywu krwi zemdlaÅ‚, razem z OlszÄ… transportowaliÅ›my go dalej na dóÅ‚ oddalajÄ…c siÄ™ od pola walki. Po starym lesie napotkaliÅ›my maÅ‚y zagajnik mÅ‚odnik Å›wierkowy. KÅ‚os po dużym wypÅ‚ywie krwi i zemdleniu usnÄ…Å‚, ale żyÅ‚. Ja pozostaÅ‚em przy nim, a Olsza udaÅ‚ siÄ™ do pobliskie go domu pod lasem. ZawiadomiÅ‚ i prosiÅ‚ gospodarza o pomoc, aby po uspokojeniu siÄ™ walki, zaopiekowali siÄ™ rannym kolegÄ…, o ile bÄ™dzie jeszcze żyÅ‚. My zaÅ› udaliÅ›my siÄ™ w kierunku zachodnim na wieÅ› Harbutowice.
Po drodze napotkaliÅ›my na naszych rozbitków czy niedobitków, aż wreszcie spotkaliÅ›my wiÄ™kszÄ… grupÄ™ partyzantów z "Å»elbetu".
W jaki sposób znalazÅ‚em siÄ™ w ''ziemiance" czy też w piwnicy dobrych ludzi nie pamiÄ™tam, ocknÄ…Å‚em siÄ™ leżąc na posÅ‚aniu w ciasnym i wilgotnym pomieszczeniu.CzuÅ‚em straszny tÄ™py "ból sinej i nabrzmiaÅ‚ej rÄ™ki, prosiÅ‚em o zwolnienie wÄ™zÅ‚a zaciÅ›niÄ™tego powyżej rany przykrytej zakrwawionymi szmatami. Starsza kobieta czuwajÄ…ca przy mnie powiedziaÅ‚a, że syn poszedÅ‚ do Harbutowic po lekarza, podaÅ‚a mi jednoczeÅ›nie garnek z kwaÅ›nym mlekiem i serwatkÄ…. ByÅ‚ to dla mnie zbawienny napój który koiÅ‚ trawiÄ…cÄ… mnie gorÄ…czkÄ™.
Dalej już niewiele pamiętam, często traciłem przytomność na skutek ubytku krwi. W trzecim dniu oprzytomniałem z przewiniętą ręką czystymi szmatkami i unieruchomioną deseczkami. Okazało się, że opatrzył mnie znachor z Harbutowic.
Mo i opiekunowie z "terenówki" rozeznali gdzie aktualnie znajduje siÄ™ mój oddziaÅ‚, uznali że wojsko niemieckie wycofaÅ‚o siÄ™ z gór i mogÄ… mnie dowieść do WÄ™glówki na "melinÄ™" oddziaÅ‚u "DÄ™ba". Nie pamiÄ™tam ludzi, ani też drogi przebytej z Kotonia do WÄ™glówki, ocknÄ…Å‚em siÄ™ w Å›ród kolegów szczęśliwy, że jestem w Å›ród swoich. Zaskoczeniem dla d-cy i kolegów byÅ‚ mój widok - zostaÅ‚em uznany za zaginionego, albo wziÄ™tego do niewoli niemieckiej, co wynika z relacji kol. Lucjana Borowca ps."Dedo".
Relacja Kol. Lucjana Borowca "Dedo".
Po przebytej drodze z WÄ™glówki do Zawadki spaliÅ›my zmÄ™czeni w chaÅ‚upie obok szkoÅ‚y. Wczesnym rankiem Niemcy zaatakowali oddziaÅ‚y "Å»elbetu" od poÅ‚udniowej strony wsi. W tej sytuacji dowództwo nasze-go zgrupowania poleciÅ‚o nam wycofać siÄ™ na póÅ‚nocny-zachód w kierunku wsi Harbutowice.
W czasie przemarszu zostaliÅ›my zaatakowani przez wojsko i żandarmeriÄ™ niemieckÄ…. Swoich stanowisk broniliÅ›my okoÅ‚o dwóch godzin. W czasie walki kol. Tadeusz Piotrowski "KÅ‚os" zostaÅ‚ ciężko ranny w prawÄ… rÄ™kÄ™. Niemcy spotÄ™gowali natarcie na nasze stanowiska, które byliÅ›my zmuszeni opuÅ›cić. Rannego kol. Tadeusza pozostawiliÅ›my nie-przytomnego w kosodrzewinie maskujÄ…c jego obecność liśćmi i gałęziami, sami zaÅ› przebiliÅ›my siÄ™ przez pierÅ›cieÅ„ wroga i dołączyliÅ›my do macierzystego oddziaÅ‚u "DÄ…b".
Wieczorem tego samego dnia otrzymaÅ‚em rozkaz wyruszenia z kolegami "Krakowiakem" i innymi na miejsce stoczonych walk w celu odszukania kol. "KÅ‚osa". Po dokÅ‚adnym przeszukaniu miejsca w którym pozostawiliÅ›my rannego, stwierdziliÅ›my, że kol. Tadeusz Piotrowski dostaÅ‚ siÄ™ w rÄ™ce niemieckie, o czym zameldowaliÅ›my d-cy por. Dalowi ps."DÄ…b". Po upÅ‚ywie 3 dni d-ca oddziaÅ‚u zÅ‚ożyÅ‚ meldunek swoim przeÅ‚ożonym, że szereg. T. Piotrowski ps."KÅ‚os" zginÄ…Å‚ w walce z Niemcami na górze KotoÅ„ we wsi Zawadka.
WracajÄ…c do walki którÄ… stoczyliÅ›my, to wg. mojego rozeznania, co potwierdziÅ‚ p. Galowitz ówczesny d-ca n. oddziaÅ‚u, z którym rozmawiaÅ‚em w roku 1971 - Niemcy byli zdezorientowani i nie spodziewali siÄ™ w tym miejscu i o tej porze naszego oddziaÅ‚u.
Silna mgÅ‚a uniemożliwiÅ‚a im rozeznanie naszych siÅ‚. Gdyby walka rozpoczęła siÄ™ o godz.10, to rozbili by nas w pyÅ‚ i prawdopodobnie nie zdążylibyÅ›my spalić furmanki z dokumentacjÄ… i sprzÄ™tem który konwojowaliÅ›my. Poza tym, walka naszego oddziaÅ‚u opóźniÅ‚a dotarcie Niemców do Zawadki, których celem byÅ‚o zaatakowanie od tyÅ‚u dowództwa K.O. i oddziaÅ‚ów "Å»elbetu".
W ogólnej strategii, walka naszego oddziaÅ‚u daÅ‚a możliwość wycofania siÄ™ z Zawadki Sztabu Komendy Obwodu i oddziaÅ‚ów zgrupowania "Å»elbet" oraz innych tam walczÄ…cych.
Widocznie stan mojego zdrowia byÅ‚ beznadziejny, bo jeszcze tego samego dnia przewieziono mnie do szpitala polowego w Kobielniku. Komendant szpitala dr. "Lech" oglÄ…dnÄ…Å‚ ranÄ™ i powiedziaÅ‚: "chÅ‚opie masz szczęście, jutro byÅ‚oby za późno" - jak siÄ™ okazaÅ‚o groziÅ‚a mi amputacja rÄ™ki na skutek postÄ™pujÄ…cej gangreny.
Szpital zlokalizowany byÅ‚ w trzech domach pod lasem u podnóży góry Wierzbanowskiej w miejscu trudnodostÄ™pnym dla wroga.
Na nasze szczęście obsÅ‚ugÄ™ szpitala zasiliÅ‚y dwie kwalifikowane pielÄ™gniarki, które miaÅ‚y za sobÄ… powstanie warszawskie. Jedna z nich o ile pamiÄ™tam miaÅ‚a ps. "Nel", daÅ‚a mi krew co byÅ‚o jedynym lekarstwem dla podratowania mojego zdrowia.
W tym okresie było nas okaleczonych około osiemnastu i właśnie tym Paniom zawdzięczam dezynfekcję odzieży, pościeli i odwszenie wszystkiego i wszystkich, co niewątpliwie miało związek z tym, że nie zapanował tyfus.
Pacjentami byli żoÅ‚nierze (partyzanci) z różnych oddziaÅ‚ów, przeważnie ranieni w walkach z okupantem. ByÅ‚y ciężkie i bardzo ciężkie przypadki (rany brzucha, piersi, gÅ‚owy, koÅ„czyn itp.).
W izbie w której leżaÅ‚em, byÅ‚o nas zdaje mi siÄ™ oÅ›miu, leżaÅ‚em obok ko-legi ps. "Ość" albo "Kość" byÅ‚ ciężko ranny w biodro, nie pamiÄ™tam już z jakiego oddziaÅ‚u siÄ™ wywodziÅ‚. W każdym razie pamiÄ™tam, że byÅ‚ dla mnie przyjazny i za Jego staraniem otrzymaÅ‚em krew.
ByÅ‚ najstarszym pacjentem szpitala i z Jego zdaniem wszyscy siÄ™ liczy-li. W ogóle obsÅ‚uga szpitala na czele z Komendantem dr. "Lechem" byÅ‚a dla nas serdeczna i robiÅ‚a wszystko aby doprowadzić nas do zdrowia. Trzy chaÅ‚upy przycupniÄ™te na skraju lasu mieÅ›ciÅ‚y okoÅ‚o osiemnastu chorych partyzantów. W jednej z nich byÅ‚a sala operacyjna (izba ze stoÅ‚em nakrytym przeÅ›cieradÅ‚ami) wyposażona w leki (dzisiejsze apteczki domowe) i podstawowe narzÄ™dzia chirurgiczne.
Mimo tak skromnego wyposażenia panowaÅ‚ Å‚ad i porzÄ…dek, co byÅ‚o zasÅ‚ugÄ… paÅ„ z powstania warszawskiego, które peÅ‚niÅ‚y funkcjÄ™ pielÄ™gniarek.
CechowaÅ‚a je kultura osobista, co byÅ‚o widoczne w ich zachowaniu i wykonywaniu swoich obowiÄ…zków.
Boże Narodzenie przeleżaÅ‚em w gorÄ…czce i niewiele pamiÄ™tam tamtych Å›wiÄ…t. W Nowy 1945 Rok otrzymaÅ‚em wiadomość, że przyjechaÅ‚a po mnie matka. WiadomoÅ›ciÄ… tÄ… byÅ‚em zaskoczony, a szczególnie jak zobaczyÅ‚em spÅ‚akane "matczysko" jak tÅ‚umaczyÅ‚a Komendantowi dr. "Lechowi", że trzy dni mnie szuka. ByÅ‚a już w Kornatce, w Górze Jana i tu jest drugi raz, wszyscy mówili, że tu gdzieÅ› w Kobielniku jest partyzancki szpital, jednak nikt nie wskazaÅ‚ domów w których siÄ™ mieÅ›ci, nawet sÄ…siedzi.
PiszÄ™ o tym dlatego, aby zwrócić uwagÄ™ jak daleko posuniÄ™ta byÅ‚a konspiracja, a szczególnie w Å›ród miejscowej ludnoÅ›ci.
Na prośbę matki, zostałem urlopowany do dalszego leczenia w Wieliczce.
Ostatni opatrunek wykonał mi sam dr. "Lech", rana była dalej groźna, wystające, kostki usunął, ranę zdezynfekował, rękę usztywnił na temblaku i zalecił operacyjne leczenie.
PielÄ™gniarki sprowadziÅ‚y mnie do wsi, gdzie czekaÅ‚y na mnie sanie i dwóch kolegów którzy mieli mnie ubezpieczać do Wieliczki.
Przy pożegnaniu, matka podziÄ™kowaÅ‚a pielÄ™gniarkom za opiekÄ™ i zaprosiÅ‚a je do Wieliczki. Jak siÄ™ później dowiedziaÅ‚em, odwiedziÅ‚y mojÄ… rodzinÄ™ na stacji kolejowej gdzie mieszkaliÅ›my, ale mnie już nie zastaÅ‚y, ponieważ ukrywaÅ‚em siÄ™ przed NKWD. One zeszÅ‚y z gór w kwietniu 1945 r. i wracaÅ‚y do Warszawy.
W czasach powojennych nie miaÅ‚em okazji spotkać swoich wspóÅ‚towarzyszy ani opiekunów ze szpitala polowego w Kobielniku - czego b. żaÅ‚ujÄ™ !
Koledzy którzy mnie ubezpieczali (Staszek Siender i Józek Hapek) wybrali drogÄ™ przez KornatkÄ™ do Drogini. Odcinek ten przebyliÅ›my bez kÅ‚opotów, byÅ‚y to drogi maÅ‚o uczÄ™szczane i bezpieczne. Mostu w Drogini pilnowali żoÅ‚nierze niemieccy i byliÅ›my zmuszeni prze prawić siÄ™ przez częściowo zamarzniÄ™tÄ… RabÄ™. Ale przy wydatniej pomocy moich kolegów, szczęśliwie przed póÅ‚nocÄ… dotarliÅ›my do Wieliczki. ByÅ‚ to ostatni etap mojej sÅ‚użby dla Ojczyzny - byÅ‚a ona ciężka, pod-jÄ™ta z wÅ‚asnej woli, uważam jednak, że to byÅ‚ mój obowiÄ…zek - byÅ‚em z niej dumny i zaszczycony, w tym czasie nie przypuszczaÅ‚em, że za dwa miesiÄ…ce spotka mnie, rozczarowanie.
Redakcja: Piotr Kaczor